poniedziałek, 15 lipca 2013

Wyobraźnia wariatki


Opowiadanie powstało w pierwsze dwie godziny nowego roku 2013. Pewnie coś było w oranżadzie, którą piłam. W każdym razie było to moje pierwsze opowiadanie typu "komedia absurdów". Może nie jest najwyższych lotów, ale jak dla mnie ma coś w sobie. Ogólnie - lubię je bardzo. Nie przepadam za 1D, za to Kira tak, więc dałam ich tu, niech się cieszy ;) (Tak, to jej prawdziwe imię). Julka, Domi i Robert, a także Monia to prawdziwe osoby, nawet imion nie zmieniałam. A Sevmione to mój ulubiony paring. A co mi tam, też dałam ;) Może kiedyś "stworzę" drugą część :D


Szłam ciemną uliczką. Nie wiem czemu, ale coś mną kierowało. Skręciłam w prawo, a potem otworzyłam szare, metalowe drzwi i weszłam do jakiegoś magazynu. Wyglądał na opuszczony. Zdziwiłam się, bo w środku nie było niczego. Niczego! Nawet drzwi, przez które tu weszłam! Rozejrzałam się dookoła, ale wszędzie były tylko bure ściany.
- Co, do licha...?
Nagle przed moimi oczyma pojawił się napis. W powietrzu! Białe litery układały się w słowa:

Witaj, Klaudia.

- A to co? Gdzie ja jestem i o co tu chodzi? Bo piszesz jak Tom Riddle i mam złe skojarzenia...

Nie, nie jestem Voldemortem! A prawda jest taka, że to twój sen. Świadomy sen.

- Wow! Zawsze chciałam mieć świadomy sen! I tu się pojawi wszystko, co sobie wyobrażę, tak?

Tak, ale...

- Więc znikaj stąd, już! - Litery rozpłynęły się w powietrzu tak szybko, jak się pojawiły. - A więc do roboty! - Klasnęłam w ręce z radości. Nareszcie!
- Cześć – podszedł do mnie wysoki brunet. Miał opaloną twarz i mocno wystające kości policzkowe, które uwielbiałam.
- Hej, Johnny... - Podeszłam do niego, stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnęłam go do siebie i... zadzwonił telefon.
- Kto to? - Wymruczał mi do ucha.
- Nieważne... - próbowałam to zignorować. Niestety, dzwonił coraz głośniej i to w dodatku była to muzyczka z "Gangam style"! - Oj, przepraszam. Halo?!
- Cześć, Bananku. Co robisz?
- Julka! Czy ty zawsze musisz zawracać mi głowę? I to w TAKIM momencie?
- Jakim? Czyżbyś właśnie walczyła o plakat Jacka Sparrowa? A może o jego włos na aukcji? - zapytała.
- Coś o niebo lepszego! A teraz daj mi spokój!
- No raczej nie. Odwróć się.
O nie! Stała tam! Julka! I żeby to tylko ona jedna, to by było całkiem nieźle. Ale szczerzyło się do mnie kilka postaci, które w tej chwili niepomiernie mnie irytowały. A za nimi było jeszcze gorzej! Cała moja wyobraźnia!
Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam zawalczyć. W końcu nie zawsze zdarza się świadomy sen, prawda? Zaczęłam od najłatwiejszego.
- Cześć, Mandarynko!
- No hej, Bananie. Widzę, że przeszkadzamy w fajnym momencie, no nie?
- Nie da się ukryć. Co z tego, że to spełnienie moich najskrytszych marzeń i w ogóle, grunt, że można mnie irytować... - Domi wzruszyła tylko ramionami. Westchnęłam zrezygnowana. To będzie duuuużo roboty. Nagle wpadłam na pewien pomysł. - Leo. Leo! Chodź tutaj! - Krzyknęłam do szatyna ganiającego za dziewczyną w białej sukni i krzyczącego coś o jakiejś Rose.
- Ale ja nie chcę...
- Chcesz, chcesz. Masz tu dziewczynę do zabawienia. Ma na imię... Mandarynka – wyszczerzyłam się do Dominiki w triumfalnym uśmiechu, ale ona stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w mężczyznę.
- To... To... Pan DiCaprio!!! - Krzyknęła i skoczyła na zaskoczonego Leosia, który szybko się opanował i zdał sobie sprawę z pewnych korzyści, które może zaraz odnieść...
- To my idziemy, Car – rzucił przez ramię i już biegł z rozanieloną Domi w ramionach.
- Car? - Kira spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Moje alter ego – odparłam.
- Aha. Ciebie naprawdę trzeba zamknąć do psychiatryka... Moja mama chętnie cię przyjmie – powiedziała rudowłosa dziewczyna.
- Tylko z tobą, kochanie – uśmiechnęłam się szyderczo. - Kiruś, będziemy dzielić razem kaftan bezpieczeństwa, zapomniałaś już?
- A ja chcę to białe pomieszczenie wyłożone poduszkami! - Julka nagle odzyskała głos i aż podskoczyła z podekscytowania.
- Izolatkę? - Uniosłam brew ze zdziwienia.
- Tak, tak, to!
- Dobra, dostaniesz, ale najpierw... - Machnęłam ręką na prawo i nagle pojawiła się tam szafa pełna książek. - Wiesz co to jest?
- Eee... Nie.
- To są wszystkie książki twoich ukochanych autorów. Wszystkie jeszcze nie wydane powieści o wampirach, jakie tylko możesz sobie wyobrazić.
- Aaaaaa!!! Lecę! - I już jej nie było. Dobra, Julia z głowy.
- A o mnie zapomniałaś? - Poczułam mocne uderzenie w ramię.
- Ej! Miałaś mnie nie bić, karzełku!
- Nie. Mów. Do. Mnie. Karzełku! - I znowu mnie walnęła.
- Dobrze, krzacie – ponownie się wyszczerzyłam. - Ale nawet ty mi przeszkodziłaś w spotkaniu z Johnnym?! I ty, Brutusie, przeciwko mnie?
- Jaki Brutusie? Przecież jestem Monia! I to niby ja mam nie zaliczyć semestru... - Podparła się pod boki i naburmuszona na mnie patrzyła (nie, żeby robiła kiedyś inaczej). Przewróciłam tylko oczami.
- Patrz, kto stoi za tobą.
Monia obróciła się i aż krzyknęła z radości.
- T-to wampir! Prawdziwy! I wygląda jak Robert! Hermi, kocham cię! - Wzięła go za rękę i szybko się oddaliła. Uff, kolejna z głowy.
- No wiem. Przecież mnie wszyscy kochają.
- A ja, Dusiu, to co? - Kira znowu się wtrąciła. Też muszę ją czymś zająć. Wpadłam na pomysł.
- Ty też. Uwierz, że ty też.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Słuchaj.
- Nie, nie będę...
W tej samej chwili w powietrzu zagrała muzyka, a kilku chłopaków ubranych w najróżniejsze kolory wyszło przed Kirę i zaczęło śpiewać.

Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
You don't know, you're beautiful!
You don't know, You're beautifu-u-ul!
That's what makes you beautiful!

- Zmieniłam zdanie. Jednak cię kocham – wyszeptała drżącym od emocji głosem, chwyciła jednego z chłopaków za ręce (bodajże Louisa) i pobiegła z nim w bliżej nieokreślonym kierunku.
Kto jeszcze został? Ach, no tak.
- Robert, dla ciebie mam coś specjalnego.
- Co? - Zainteresował się.
Wyjęłam z kieszeni ulubionych, podartych jeansów moją różdżkę (12 i pół cala, orzech, dość sztywna, rdzeń z pióra feniksa) i machnęłam nią w jego stronę. W tej chwili chłopak upadł pod ciężarem książek, jakie pojawiły się w jego ramionach.
- O jeny. To książki! Historyczne! Aaaa!!! Już lecę je czytać! Dwudziestolecie międzywojenne! Już mam książkę do zaliczenia! Powiem Monice! - Kiwnął mi głową i pobiegł w kierunku biurka.
- No, na czym skończyliśmy? - Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który ciągle stał wytrwale za mną i czekał.
- Chyba pamiętam – powiedział i podszedł do mnie, przytulając się.
BUM! Znowu coś się stało. Już nie miałam siły, nie chciałam odchodzić od Johnny'ego. Nagle pojawił się przede mną Mistrz Eliksirów i zdecydowanie wkurzony wrzasnął:
- Zrób coś z nimi! Te głupie uczniaki są gorsze od Longbottoma!
- A co mi dasz w zamian, Severusie?
- Wszystko.
- Aha. - Zwróciłam się do małego tłumku za Snapem. - Uwaga! Macie się go słuchać, a tak w ogóle to co tu robicie w przerwę świąteczną? Już mi wypad do domów! Ej, ej! Ty nie, Granger! Ty zostajesz!
- Coś nie tak, Car? - Brunetka z burzą nieokiełznanych loków zwróciła się do mnie trochę przestraszona.
- Nie, w porządku, ale może być lepiej. Sev, zajmij się nią.
- Ja? Co niby mam robić z tą gryfońską Panną-Wiem-To-Wszystko-Granger?
- A co niby robi inteligentna kobieta z równie inteligentnym facetem? Domyśl się! - Tu spojrzałam sugestywnie na Hermionę. - Pasujecie do siebie i tak ma być!
- Ale...
- Żadnych ale, bo będę cię nazywać Seviś i opowiem twoim uczniom o pewnym incydencie z różowymi króliczkami... Chyba tego nie chcesz? - Snape zbladł. Przyciągnął do siebie Hermionę zaborczym ruchem i odszedł z nią dalej. Jednak to nie był koniec.
- Tom, dlaczego zawsze ja muszę prasować ci koszulę?
- Bo to ja jestem Czarnym Panem! - Odpowiedziała blada postać, bez nosa.
- Od tego masz Śmierciojadów! A ja jestem przecież twoją dziewczyną...
- Bello, proszę, nie zaczynaj znowu...
Tak marudzili i marudzili, ale w końcu sobie poszli. Zauważyłam obok jeszcze Bilba, który zabierał Pierścień Gollumowi, gdy nagle zaczęłam niekontrolowanie tańczyć. Nareszcie się spełnia moje marzenie!

She was more like a beauty queen
From a movie scene
I said don't mind but what do you mean
I am the one
Who will dance on the floor in the round
She said I am the one
Who will dance on the floor in the round

- Tak, Michael, śpiewaj jeszcze! - Spojrzał na mnie swoimi lśniącymi oczyma i posłał zniewalający uśmiech.
- Weź to, na pamiątkę – podał mi swoją ukochaną, wysadzaną cekinami rękawiczkę.
- Ależ Królu, nie mogę...
- Weź. I pamiętaj, że ja nie umarłem. Żyję tutaj, w sercach moich fanów, i pozostanę w nich na zawsze. Moja muzyka pod tym względem będzie wieczna, choć nie uważam, bym był bardziej godny zapamiętania niż, na przykład John Lennon...
- Kocham cię, MJ. Taką specjalną miłością, jednocześnie braterską i przyjacielską... I taką... mentorską. Pokazałeś mi, co znaczy naprawdę kochać ludzi. - Czułam, że się zaraz rozpłaczę. Słone łzy już chciały wypłynąć, gdy powiedział:
- Nie płacz. Nie masz z czego. Ciesz się, bo naprawdę masz wspaniałe życie. To dar, nie zmarnuj go. Każde życie to dar. Żegnaj!
- MJ, nie! - Wyciągnęłam rękę, aby go zatrzymać, ale zniknął. W tej samej chwili pojawił się przede mną znajomy detektyw. Oczywiście grany przez Jeremy'ego Bretta.
- No pięknie, pięknie. Jak tam, panno Brown, ćwiczy pani dedukcję?
- Staram się, ale nie zawsze wychodzi, panie Holmes.
- Praktyka czyni mistrza. Obserwacja i rozum, ścisły i niczym nieograniczony umysł, to podstawy.
- Wiem, znam każdą pana sprawę na pamięć. Ale zaraz, czemu mówię per pan? To mój sen, mogę mówić, jak mi się podoba – szybko postać zmieniła się na tę graną przez Benedicta Cumberbatcha. - Więc jak tam, Sherly?
- NIE MÓW DO MNIE SHERLY!!!
- Faktycznie, tylko John może tak do ciebie mówić...
- Nie jestem gejem!
- Jasne, jasne... - mrugnęłam do niego porozumiewawczo. - Powiedz lepiej, jak przeżyłeś upadek z dachu szpitala.
- To proste. Wystarczyło tylko... - I powiedział mi wszystko, a okazało się to takie proste, że aż się dziwiłam, iż nikt nie wpadł na takie rozwiązanie.
- Dzięki, Sherly. Do zobaczenia w trzecim sezonie! I tym razem nie zapomnij bielizny pod prześcieradło!!! - Krzyknęłam na odchodnym. - A i pozdrów ode mnie Doktora!
Na szczęście to byli wszyscy. Wróciłam do Johnny'ego. Nareszcie ja i moje kochanie! Dotknęłam jego ust swoimi i było cudownie. Lepiej niż w najskrytszych marzeniach. Wdychałam jego cudowny zapach i upajałam się nim. Pachniał i smakował tak pięknie, tak przyjemnie, słodko...
- Hmhm! - Usłyszałam chrząknięcie i lekko się odsunęłam od mężczyzny.\
- Czego chcesz? - Spytałam niską postać, mającą na sobie jaskraworóżowe ubranie.
- Hmhm!
- Jesteś pewna, Dolores, że nie chcesz tabletek na kaszel?
- Moja droga, czas się skończył. Wracaj do siebie.
- Ale ja nie chcę! Umbridge, nie możesz mi nic kazać!
- Ależ mogę i to zrobię. Zgodnie z Dekretem Magicznym Numer Trzysta Trzynaście świadomy sen nie może trwać dłużej niż pięć godzin. Właśnie przekroczyłaś ten limit.
- Ale ja nic nie wiedziałam! Zresztą, mam tu coś jeszcze do roboty – przysunęłam się z powrotem do Johnny'ego.
- Nic nie poradzisz. Została ci minuta.
- Więc spadaj stąd, różowa landryno i daj mi się nacieszyć moim kochaniem! - Kobieta się obraziła i odeszła. - A tymczasem musimy się pożegnać. Jeszcze kiedyś cię spotkam? - spytałam z rozżaleniem.
- Oczywiście, skarbie. - Nachylił się, a jego ciepły oddech owiewał moją szyję. - Frajwędruj, Klaudio. Powtarzaj to sobie, kochanie.
Wszystko obróciło się w niebyt, a ja obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam na błyszczący plakat, wiszący nade mną, który odbijał światło Księżyca, padające przez okno. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam na drugi bok, przykrywając szczelniej kołdrą.
- Chyba zwariowałam. Ale tylko wariaci są coś warci, prawda, panie Depp?

KONIEC

piątek, 12 lipca 2013

Ciągle pada

Deszcz. Bardzo lubię, jak pada. Powietrze się oczyszcza i pachnie. Tak naprawdę ładnie. Świat też się oczyszcza, zaduch znika, a ludzie wdeptują w kałuże. Kto, jak był mały, nie lubił w nie wskakiwać? :D Ja do tej pory uwielbiam, chociaż muszę się często powstrzymywać.

Z deszczem kojarzy mi się ta piosenka: Come Away To The Water. Ostatnio zaczęłam czytać trylogię "Igrzysk Śmierci" i pierwszą część dosłownie połknęłam. Takie to jest cudo. Film już nie zrobił na mnie takiego wrażenia, co nie zmienia faktu, że był dobry. Na drugą część chętnie wybiorę się do kina.

A co robić w taką pogodę? Zamiast siedzieć przed telewizorem i oglądać jakieś nudne filmy, polecam właśnie wyciągnąć książkę. Osobiście uwielbiam kryminały, thrillery (zwykłe i prawnicze), książki z tajemnicą, zagadkami... Dlatego czekam też niecierpliwie na polskie tłumaczenie książki "Inferno" Dana Browna. Mam całą kolekcję jego książek i po prostu uwielbiam je czytać. Moim zdaniem każdy "wkręci" się w te cudeńka. Na początek "Anioły i demony" i reszta przygód Langdona, ale nie zapomnijmy też o "Cyfrowej twierdzy" i "Zwodniczym punkcie". Prawdziwy majstersztyk.
Orientując się po tytule, nowa książka będzie miała wiele wspólnego z "Boską komedią" Dantego. Czytałam ją i faktycznie jest "boska". A skąd tytuł, skoro komedią według dzisiejszych standardów ona nie jest? Sam Dante najpierw nazwał książkę "Komedią", bo kończyła się szczęśliwie - Rajem. Przydomek "boska" nadali jej późniejsi czytelnicy. A czym jest Inferno? Piekłem. Czyli książka zapowiada się ciekawie. A ja i tak czekam na ekranizację "Zaginionego symbolu"!

Dużo mam czekania, a to nie wszystko. Mimo to już w piątek idę do kina na "Jeźdźca znikąd" - kolejny świetny film z Johnny'm Deppem. Będzie Indianinem, coś cudownego. Podobno swoje kości policzkowe zawdzięcza właśnie swoim indiańskim korzeniom - jego dziadek pochodził z plemienia Czirokezów. Jako 11-letnia dziewczynka fascynowałam się Indianami. Czytałam Karola Maja, "Czarne Stopy" i inne tego typu powieści. Najśmieszniejsze było, gdy leciałam samolotem do Tunezji - z książką pod pachą, mającą jakieś 1000 stron. I wszystko to czytałam jednym tchem!

Co jeszcze można robić w taką pogodę? Chociażby grać. Uwielbiam gry na PS3, a ostatnio wkręciłam się w jedną z części Call of Duty. Ale palce mam bardzo zwinne xD A właśnie! Muszę skończyć grać w "Piratów z Karaibów" ;)

W poniedziałek pojawi się tu moje opowiadanie - "Wyobraźnia wariatki". Na "To tylko iluzja..." już się pojawiła, ale może nie wszyscy zajrzeli. Albo nie chciało im się czytać. Nieważne ;)

Dzisiaj było (mam nadzieję) krótko. W następnej notce chyba zajmę się charakterystyką moich 2 postaci na tamtym blogu - Carmen i Barnabasa. To chyba dobrze wiedzieć, jak nowi bohaterowie powstali w wyobraźni autorki, co? ;)

czwartek, 4 lipca 2013

Początek

Nadszedł ten dzień!
Jaki? Jacksa pisze nowego bloga. Zakładając w sierpniu 2012 "To tylko iluzja..." nie sądziłam, że zdobędę tylu czytelników. Ale czy ktokolwiek na początku tak sądzi? Owszem, marzy, ale nie wie tego na pewno.

Na początku może o czym będzie blog? Odpowiedź jest bardzo prosta, prostsza niż myślicie: o mnie. Ale nie tylko. Zamierzam pisać trochę o swoim życiu, ale w większości o pasjach. A tych mam aż nadto. Czasami się dziwię, jak ja się wyrabiam ze wszystkimi fandomami, postaciami, moimi idolami. Jednak to chyba dobrze, że mam marzenia, co? Do czegoś dążę.

Skoro o mnie, to się przedstawię, tak formalnie. Jestem Klaudia, mam już niestety 17 lat i czuję, jak beztroska małoletniego życia coraz szybciej ode mnie odchodzi, przelatuje mi przed nosem. Tak, jak w nagłówku: "Pamiętam, że będąc dzieckiem chciałem latać. Chyba każde dziecko o tym marzy. Dorastasz i całe zło świata zwala ci się na ramiona i wtedy już nie marzysz o lataniu". Coraz bardziej czuję coraz gorętszy oddech dorosłości na karku, a tego nie chcę. Osobiście uważam, że w duszy, tam gdzieś bardzo głęboko, chociaż w małej cząstce jestem marzycielką i kimś w sensie artysty. Jedno jest pewne: powinnam być piratem. Bo kto inny dwie godziny siedziałby na dziobie statku, wystawiając nogi za burtę, chociaż jest to baaaardzo niewygodne i cieszył się z każdej muśniętej fali? Jasne, to dziwne, że już na początku wrzucam swoje zdjęcie, chociaż zawsze od tego stronię. Ale zbyt wiele ich nie będę wrzucać. Chcę po prostu, żebyście mieli choć z grubsza mój zarys. I spełniam obietnicę z aska.

A kogo są te mądre słowa w nagłówku? - pewnie spytacie. Otóż moim zdaniem jednego z najlepszych ludzi na świecie - Johnny'ego Deppa. Prowadzę o nim fanpage, który zobaczycie gdzieś tam po prawej stronie. Hmmm... Co w nim takiego uwielbiam? Właściwie wszystko, często brak mi słów, aby to określić. Ma przepiękne kości policzkowe. Podobają mi się jego delikatne dłonie, o bardzo długich palcach. Sposób, w jaki się porusza. To, jak mówi. O czym mówi. Często będą się tu pojawiać jego cytaty, bardzo. Kocham też wiele innych rzeczy. A od czego się zaczęło?
Od tej sceny po prawej. Był 25 grudnia 2008 roku, Boże Narodzenie. TVP1 puszczało "Piratów z Karaibów: skrzynia umarlaka". Moi rodzice to oglądali. Pamiętam jak weszłam wtedy do salonu i zapatrzyłam się w telewizor. Zobaczyłam te oczy, a że sama mam brązowe, to... Było to dość emocjonalne. Nie pytajcie dlaczego, tak po prostu mam. Tak zwyczajnie jest. Jak mówiła moja nauczycielka francuskiego, gdy w jakiejś zasadzie gramatycznej był wyjątek: "Bo to francuski". Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić i trzeba się z tym pogodzić. Ale wróćmy do meritum. Zadałam standardowe pytania: co to za film, kto to z tym makijażem, o co tu chodzi. Usłyszałam w odpowiedzi, że jak chcę oglądać, mam siedzieć cicho. Ledwo wytrzymałam do końca, tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto to. Oczarował mnie Jack Sparrow (przepraszam, KAPITAN), a później sprawdziłam, że to nikt inny jak Johnny Depp. Moje życie się zmieniło - zostało podporządkowane jemu.
Co mi się jeszcze podoba? Przede wszystkim sposób, w jaki traktuje fanów. Owszem, za dziennikarzami nie przepada (łagodnie mówiąc), ale dla fanów zawsze znajdzie czas. Jest jednym z aktorów, którzy najchętniej na świecie rozdają autografy. Kocha ich i szanuje. I jest zdolny dla nich do poświęceń.
Do tego dochodzi cudowna gra aktorska i dobór ról - no po prostu mistrzostwo <3


Dobrze, starczy moich "amorów". Naprawdę. Chociaż nie. Wiecie, co było moją pierwszą miłością? Taką, o której się nie zapomina?

Do tego znowu przyczynili się rodzice. Jeszcze kiedy byłam mała, kupili mi pewną książkę, dość cienką, ale podobno "bardzo ostatnią popularną i lekko się czytającą" czy jakoś tak. Był to "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Od tego wieczora (a miałam jakieś 4 latka) mama co wieczór czytała mi przygody o jedenastoletnim czarodzieju. Najbardziej polubiłam Hermionę. Chciałam być taka, jak ona i może stąd się wzięły moje dobre oceny. Kto wie? Drugą część też kupili mi rodzice, ale czytał już tata. Jemu też się spodobało i nawet poszliśmy do kina na film. Zakochałam się. W magii, w cudowności, w nauce, w zagadkach. Sporo tego było. Tata czytał mi jeszcze 3, 4 i do połowy 5 część, za to kupował wszystkie jak tylko się ukazały. Gdy przestał, czytałam sama. I jeszcze bardziej się zakochałam.
Gdy pojawiła się ostatnia część, w dalszym ciągu nienawidziłam Snape'a. Za wszystko, za to, co zrobił Albusowi, za nienawiść do Harry'ego, za głupie eliksiry... Był dla mnie uosobieniem zła, osobą, jaką nigdy nie chciałam i nie powinnam się stać. Aż przyszła kolej na ostatnią część. I to był szok. Chyba dla wszystkich fanów zresztą. Jedni to zaakceptowali, inni nie. Ja byłam i do dzisiaj jestem zdania, że tak powinno być, w końcu to historia pani Rowling. Gdy czytałam fragment z nieśmiertelnym i cudownym "Zawsze", targały mną dziwne emocje. Wydawało mi się niemożliwe, żeby Snape miał uczucia. Ale płakałam. Musiałam się z tym przespać, ale w końcu doszłam do wniosku, że każdy ma uczucia, niezależnie od tego, jak skrzętnie je ukrywa. Później przeczytałam "Bez cukru" i... zostałam Snaperką. Ironia, ale cóż poradzę? Zarażam teraz mojego brata HP i czyta już 5 część. Często się złości na Snape'a i pyta się mnie, kiedy stanie mu się coś złego, ja wtedy mówię, że go lubię i niech tylko nie ocenia książki po okładce. Nie rozumie (no cóż, ma 10 lat), ale to tylko chwilowe. Ja też nie rozumiałam.

Co do uczuć: kojarzycie takiego pana, co to tylko na was zerknie i już zna waszą pracę, nastrój oraz co jedliście na śniadanie? Zgadza się. Sherlock Holmes - jego zawód to wiedzieć więcej, niż inni. Moja kolejna miłość, która, uwaga, również spowodowana przez rodziców. Przypadek?
Zaczęło się od... nudy. Przeważnie od tego się zaczyna. Tak się składa, że znalazłam u nich w szafie płyty ze starymi filmami, a właściwie serialem z Jeremy'm Brettem. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym czasie wypożyczyłam książkę z częścią przygód. Zaczęło się od "Znaku Czterech" i "Samotnej cyklistki", a potem... Potem nie mogłam się oderwać. Gdy obejrzałam wszystko, zaczęłam czytać. Tych kilka opowiadań mi nie wystarczało, więc kupiłam sobie duży zbiór. A potem znalazłam jeszcze większy, już mieszczący wszystkie opowiadania i po prostu je połknęłam. Dosłownie. Oglądałam wszystkie filmy o Holmesie, jakie znalazłam, aż w końcu zabłądziłam w internecie i znalazłam... Benedicta Cumberbatcha.
Moje pierwsze wrażenie? Niezbyt pozytywne. Holmes średnio podobny do Bretta, a do tego żyjący we współczesnych czasach? Paranoja. To było jakieś 3 lata temu w kwietniu i do dzisiaj I AM SHER-LOCKED. Na dodatek pokochałam głos i sposób gry samego Bena. Ostatnio zagościłam nawet w kinie na najnowszym Star Treku i chyba zostanę Trekkies... Od jednego fandomu do drugiego. Notabene: Doctor Who też jest cudowny!

Denerwuje mnie jedno: termin następnych odcinków "Sherlocka". No bo ile można czekać? Zwłaszcza, że teraz Holmes ma wrócić do świata żywych! Półtora roku fani czekają i jeszcze się nie doczekali. A zwariowanych teorii na temat "Jak on to zrobił?" jest tylko coraz więcej. Bo w wyjaśnieniu może być wszystko ważne, nawet kolor koszuli Holmesa. Właśnie, fioletowe koszule są świetne, prawda?

Spokojnie, już kończę. W każdym razie zamierzam. Następne notki nie będą takie nudne, obiecuję. Ostatnia z moich... obsesji. I znowu jest to facet. A właściwie był, bo już nie ma go z nami na tym świecie. Chodzi oczywiście o Króla Popu.

Michael Jackson i jego muzyka to dla mnie powietrze. Tymi piosenkami oddycham, budzę się z nimi, żyję i zasypiam. Zabieram się teraz także za jego biografię. No i nie wierzę, że był pedofilem. Każdy w tej sprawie powinien mieć własne zdanie, ale on moim zdaniem kochał dzieci, tak prawdziwie. Wystarczy posłuchać choćby "The Lost Children". Staram się też według piosenek żyć. Na przykład po słuchaniu "Man In The Mirror" chcę się zmieniać i uśmiecham się do każdego na ulicy. I ludzie to odwzajemniają! Tym razem was zaskoczę początkami mojej miłości. Zaczęło się od szkoły i mojej nauczycielki języka angielskiego. Świetna kobieta, naprawdę. W pierwszej gimnazjum dała nam teksty piosenek do uzupełnienia ze słuchu. Zgadnijcie kogo? Najpierw było "Beat It", później "Man In The Mirror" i "They Don't Care About Us". Spodobał mi się też taniec. Do dzisiaj co jakiś czas skaczę przed telewizorem próbując go naśladować. Polecam grę "The Experience" na PS3. Moonwalk w każdym razie jakoś mi wychodzi. A na dyskotekach króluję, wraz ze swoim kapeluszem. Właśnie, zbieram też kapelusze. Mam ich już dużą ilość i co jakiś czas dochodzi nowy. Na zdjęciu wyjątkowo mam full capa, bo nie chciałam, żeby mi zdmuchnęło nakrycie głowy. A i tak w morzu zostały okulary słoneczne...

Ale wakacje to czas, gdy mogę odpocząć i obejrzeć filmy, które powinnam obejrzeć, przeczytać w końcu te książki, na które mam ochotę i obejrzeć ukochane seriale. Aktualnie jestem w połowie 3 sezonu "Doktora House'a", później przyjdzie kolej na "Supernatural", "Doctora Who" i wiele innych. Jeśli polecacie jakieś, chętnie też obejrzę.

Dziękuję wam za wytrwałość w czytaniu. Najlepsze jednak zostawiłam na koniec. Ten blog będzie mi służył do publikowania moich opowiadań, dłuższych i krótkich, wierszy i piosenek. Tematyka będzie przeróżna, fanfiction i nie tylko. Uwielbiam pisać i mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom się spodoba. Notki prawdopodobnie będą pojawiać się raz na tydzień, czasem częściej. Bo zawsze znajdę coś, o czym chcę napisać. A na sam koniec podaruję wam zdjęcie mojego ukochanego Trio.