Opowiadanie powstało w pierwsze dwie
godziny nowego roku 2013. Pewnie coś było w oranżadzie, którą piłam. W
każdym razie było to moje pierwsze opowiadanie typu "komedia absurdów".
Może nie jest najwyższych lotów, ale jak dla mnie ma coś w sobie.
Ogólnie - lubię je bardzo. Nie przepadam za 1D, za to Kira tak, więc
dałam ich tu, niech się cieszy ;) (Tak, to jej prawdziwe imię). Julka,
Domi i Robert, a także Monia to prawdziwe osoby, nawet imion nie
zmieniałam. A Sevmione to mój ulubiony paring. A co mi tam, też dałam ;)
Może kiedyś "stworzę" drugą część :D
Szłam ciemną uliczką. Nie wiem czemu, ale coś mną kierowało. Skręciłam w prawo, a potem otworzyłam szare, metalowe drzwi i weszłam do jakiegoś magazynu. Wyglądał na opuszczony. Zdziwiłam się, bo w środku nie było niczego. Niczego! Nawet drzwi, przez które tu weszłam! Rozejrzałam się dookoła, ale wszędzie były tylko bure ściany.
- Co, do licha...?
Nagle przed moimi oczyma pojawił się napis. W powietrzu! Białe litery układały się w słowa:
Witaj, Klaudia.
- A to co? Gdzie ja jestem i o co tu chodzi? Bo piszesz jak Tom Riddle i mam złe skojarzenia...
Nie, nie jestem Voldemortem! A prawda jest taka, że to twój sen. Świadomy sen.
- Wow! Zawsze chciałam mieć świadomy sen! I tu się pojawi wszystko, co sobie wyobrażę, tak?
Tak, ale...
- Więc znikaj stąd, już! - Litery rozpłynęły się w powietrzu tak szybko, jak się pojawiły. - A więc do roboty! - Klasnęłam w ręce z radości. Nareszcie!
- Cześć – podszedł do mnie wysoki brunet. Miał opaloną twarz i mocno wystające kości policzkowe, które uwielbiałam.
- Hej, Johnny... - Podeszłam do niego, stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnęłam go do siebie i... zadzwonił telefon.
- Kto to? - Wymruczał mi do ucha.
- Nieważne... - próbowałam to zignorować. Niestety, dzwonił coraz głośniej i to w dodatku była to muzyczka z "Gangam style"! - Oj, przepraszam. Halo?!
- Cześć, Bananku. Co robisz?
- Julka! Czy ty zawsze musisz zawracać mi głowę? I to w TAKIM momencie?
- Jakim? Czyżbyś właśnie walczyła o plakat Jacka Sparrowa? A może o jego włos na aukcji? - zapytała.
- Coś o niebo lepszego! A teraz daj mi spokój!
- No raczej nie. Odwróć się.
O nie! Stała tam! Julka! I żeby to tylko ona jedna, to by było całkiem nieźle. Ale szczerzyło się do mnie kilka postaci, które w tej chwili niepomiernie mnie irytowały. A za nimi było jeszcze gorzej! Cała moja wyobraźnia!
Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam zawalczyć. W końcu nie zawsze zdarza się świadomy sen, prawda? Zaczęłam od najłatwiejszego.
- Cześć, Mandarynko!
- No hej, Bananie. Widzę, że przeszkadzamy w fajnym momencie, no nie?
- Nie da się ukryć. Co z tego, że to spełnienie moich najskrytszych marzeń i w ogóle, grunt, że można mnie irytować... - Domi wzruszyła tylko ramionami. Westchnęłam zrezygnowana. To będzie duuuużo roboty. Nagle wpadłam na pewien pomysł. - Leo. Leo! Chodź tutaj! - Krzyknęłam do szatyna ganiającego za dziewczyną w białej sukni i krzyczącego coś o jakiejś Rose.
- Ale ja nie chcę...
- Chcesz, chcesz. Masz tu dziewczynę do zabawienia. Ma na imię... Mandarynka – wyszczerzyłam się do Dominiki w triumfalnym uśmiechu, ale ona stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w mężczyznę.
- To... To... Pan DiCaprio!!! - Krzyknęła i skoczyła na zaskoczonego Leosia, który szybko się opanował i zdał sobie sprawę z pewnych korzyści, które może zaraz odnieść...
- To my idziemy, Car – rzucił przez ramię i już biegł z rozanieloną Domi w ramionach.
- Car? - Kira spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Moje alter ego – odparłam.
- Aha. Ciebie naprawdę trzeba zamknąć do psychiatryka... Moja mama chętnie cię przyjmie – powiedziała rudowłosa dziewczyna.
- Tylko z tobą, kochanie – uśmiechnęłam się szyderczo. - Kiruś, będziemy dzielić razem kaftan bezpieczeństwa, zapomniałaś już?
- A ja chcę to białe pomieszczenie wyłożone poduszkami! - Julka nagle odzyskała głos i aż podskoczyła z podekscytowania.
- Izolatkę? - Uniosłam brew ze zdziwienia.
- Tak, tak, to!
- Dobra, dostaniesz, ale najpierw... - Machnęłam ręką na prawo i nagle pojawiła się tam szafa pełna książek. - Wiesz co to jest?
- Eee... Nie.
- To są wszystkie książki twoich ukochanych autorów. Wszystkie jeszcze nie wydane powieści o wampirach, jakie tylko możesz sobie wyobrazić.
- Aaaaaa!!! Lecę! - I już jej nie było. Dobra, Julia z głowy.
- A o mnie zapomniałaś? - Poczułam mocne uderzenie w ramię.
- Ej! Miałaś mnie nie bić, karzełku!
- Nie. Mów. Do. Mnie. Karzełku! - I znowu mnie walnęła.
- Dobrze, krzacie – ponownie się wyszczerzyłam. - Ale nawet ty mi przeszkodziłaś w spotkaniu z Johnnym?! I ty, Brutusie, przeciwko mnie?
- Jaki Brutusie? Przecież jestem Monia! I to niby ja mam nie zaliczyć semestru... - Podparła się pod boki i naburmuszona na mnie patrzyła (nie, żeby robiła kiedyś inaczej). Przewróciłam tylko oczami.
- Patrz, kto stoi za tobą.
Monia obróciła się i aż krzyknęła z radości.
- T-to wampir! Prawdziwy! I wygląda jak Robert! Hermi, kocham cię! - Wzięła go za rękę i szybko się oddaliła. Uff, kolejna z głowy.
- No wiem. Przecież mnie wszyscy kochają.
- A ja, Dusiu, to co? - Kira znowu się wtrąciła. Też muszę ją czymś zająć. Wpadłam na pomysł.
- Ty też. Uwierz, że ty też.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Słuchaj.
- Nie, nie będę...
W tej samej chwili w powietrzu zagrała muzyka, a kilku chłopaków ubranych w najróżniejsze kolory wyszło przed Kirę i zaczęło śpiewać.
Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
You don't know, you're beautiful!
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
You don't know, you're beautiful!
You don't know, You're beautifu-u-ul!
That's what makes you beautiful!
That's what makes you beautiful!
- Zmieniłam zdanie. Jednak cię kocham – wyszeptała drżącym od emocji głosem, chwyciła jednego z chłopaków za ręce (bodajże Louisa) i pobiegła z nim w bliżej nieokreślonym kierunku.
Kto jeszcze został? Ach, no tak.
- Robert, dla ciebie mam coś specjalnego.
- Co? - Zainteresował się.
Wyjęłam z kieszeni ulubionych, podartych jeansów moją różdżkę (12 i pół cala, orzech, dość sztywna, rdzeń z pióra feniksa) i machnęłam nią w jego stronę. W tej chwili chłopak upadł pod ciężarem książek, jakie pojawiły się w jego ramionach.
- O jeny. To książki! Historyczne! Aaaa!!! Już lecę je czytać! Dwudziestolecie międzywojenne! Już mam książkę do zaliczenia! Powiem Monice! - Kiwnął mi głową i pobiegł w kierunku biurka.
- No, na czym skończyliśmy? - Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który ciągle stał wytrwale za mną i czekał.
- Chyba pamiętam – powiedział i podszedł do mnie, przytulając się.
BUM! Znowu coś się stało. Już nie miałam siły, nie chciałam odchodzić od Johnny'ego. Nagle pojawił się przede mną Mistrz Eliksirów i zdecydowanie wkurzony wrzasnął:
- Zrób coś z nimi! Te głupie uczniaki są gorsze od Longbottoma!
- A co mi dasz w zamian, Severusie?
- Wszystko.
- Aha. - Zwróciłam się do małego tłumku za Snapem. - Uwaga! Macie się go słuchać, a tak w ogóle to co tu robicie w przerwę świąteczną? Już mi wypad do domów! Ej, ej! Ty nie, Granger! Ty zostajesz!
- Coś nie tak, Car? - Brunetka z burzą nieokiełznanych loków zwróciła się do mnie trochę przestraszona.
- Nie, w porządku, ale może być lepiej. Sev, zajmij się nią.
- Ja? Co niby mam robić z tą gryfońską Panną-Wiem-To-Wszystko-Granger?
- A co niby robi inteligentna kobieta z równie inteligentnym facetem? Domyśl się! - Tu spojrzałam sugestywnie na Hermionę. - Pasujecie do siebie i tak ma być!
- Ale...
- Żadnych ale, bo będę cię nazywać Seviś i opowiem twoim uczniom o pewnym incydencie z różowymi króliczkami... Chyba tego nie chcesz? - Snape zbladł. Przyciągnął do siebie Hermionę zaborczym ruchem i odszedł z nią dalej. Jednak to nie był koniec.
- Tom, dlaczego zawsze ja muszę prasować ci koszulę?
- Bo to ja jestem Czarnym Panem! - Odpowiedziała blada postać, bez nosa.
- Od tego masz Śmierciojadów! A ja jestem przecież twoją dziewczyną...
- Bello, proszę, nie zaczynaj znowu...
Tak marudzili i marudzili, ale w końcu sobie poszli. Zauważyłam obok jeszcze Bilba, który zabierał Pierścień Gollumowi, gdy nagle zaczęłam niekontrolowanie tańczyć. Nareszcie się spełnia moje marzenie!
She was more like a beauty queen
From a movie scene
I said don't mind but what do you mean
I am the one
Who will dance on the floor in the round
She said I am the one
Who will dance on the floor in the round
- Tak, Michael, śpiewaj jeszcze! - Spojrzał na mnie swoimi lśniącymi oczyma i posłał zniewalający uśmiech.
- Weź to, na pamiątkę – podał mi swoją ukochaną, wysadzaną cekinami rękawiczkę.
- Ależ Królu, nie mogę...
- Weź. I pamiętaj, że ja nie umarłem. Żyję tutaj, w sercach moich fanów, i pozostanę w nich na zawsze. Moja muzyka pod tym względem będzie wieczna, choć nie uważam, bym był bardziej godny zapamiętania niż, na przykład John Lennon...
- Kocham cię, MJ. Taką specjalną miłością, jednocześnie braterską i przyjacielską... I taką... mentorską. Pokazałeś mi, co znaczy naprawdę kochać ludzi. - Czułam, że się zaraz rozpłaczę. Słone łzy już chciały wypłynąć, gdy powiedział:
- Nie płacz. Nie masz z czego. Ciesz się, bo naprawdę masz wspaniałe życie. To dar, nie zmarnuj go. Każde życie to dar. Żegnaj!
- MJ, nie! - Wyciągnęłam rękę, aby go zatrzymać, ale zniknął. W tej samej chwili pojawił się przede mną znajomy detektyw. Oczywiście grany przez Jeremy'ego Bretta.
- No pięknie, pięknie. Jak tam, panno Brown, ćwiczy pani dedukcję?
- Staram się, ale nie zawsze wychodzi, panie Holmes.
- Praktyka czyni mistrza. Obserwacja i rozum, ścisły i niczym nieograniczony umysł, to podstawy.
- Wiem, znam każdą pana sprawę na pamięć. Ale zaraz, czemu mówię per pan? To mój sen, mogę mówić, jak mi się podoba – szybko postać zmieniła się na tę graną przez Benedicta Cumberbatcha. - Więc jak tam, Sherly?
- NIE MÓW DO MNIE SHERLY!!!
- Faktycznie, tylko John może tak do ciebie mówić...
- Nie jestem gejem!
- Jasne, jasne... - mrugnęłam do niego porozumiewawczo. - Powiedz lepiej, jak przeżyłeś upadek z dachu szpitala.
- To proste. Wystarczyło tylko... - I powiedział mi wszystko, a okazało się to takie proste, że aż się dziwiłam, iż nikt nie wpadł na takie rozwiązanie.
- Dzięki, Sherly. Do zobaczenia w trzecim sezonie! I tym razem nie zapomnij bielizny pod prześcieradło!!! - Krzyknęłam na odchodnym. - A i pozdrów ode mnie Doktora!
Na szczęście to byli wszyscy. Wróciłam do Johnny'ego. Nareszcie ja i moje kochanie! Dotknęłam jego ust swoimi i było cudownie. Lepiej niż w najskrytszych marzeniach. Wdychałam jego cudowny zapach i upajałam się nim. Pachniał i smakował tak pięknie, tak przyjemnie, słodko...
- Hmhm! - Usłyszałam chrząknięcie i lekko się odsunęłam od mężczyzny.\
- Czego chcesz? - Spytałam niską postać, mającą na sobie jaskraworóżowe ubranie.
- Hmhm!
- Jesteś pewna, Dolores, że nie chcesz tabletek na kaszel?
- Moja droga, czas się skończył. Wracaj do siebie.
- Ale ja nie chcę! Umbridge, nie możesz mi nic kazać!
- Ależ mogę i to zrobię. Zgodnie z Dekretem Magicznym Numer Trzysta Trzynaście świadomy sen nie może trwać dłużej niż pięć godzin. Właśnie przekroczyłaś ten limit.
- Ale ja nic nie wiedziałam! Zresztą, mam tu coś jeszcze do roboty – przysunęłam się z powrotem do Johnny'ego.
- Nic nie poradzisz. Została ci minuta.
- Więc spadaj stąd, różowa landryno i daj mi się nacieszyć moim kochaniem! - Kobieta się obraziła i odeszła. - A tymczasem musimy się pożegnać. Jeszcze kiedyś cię spotkam? - spytałam z rozżaleniem.
- Oczywiście, skarbie. - Nachylił się, a jego ciepły oddech owiewał moją szyję. - Frajwędruj, Klaudio. Powtarzaj to sobie, kochanie.
Wszystko obróciło się w niebyt, a ja obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam na błyszczący plakat, wiszący nade mną, który odbijał światło Księżyca, padające przez okno. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam na drugi bok, przykrywając szczelniej kołdrą.
- Chyba zwariowałam. Ale tylko wariaci są coś warci, prawda, panie Depp?
KONIEC
No to pojechałaś :D
OdpowiedzUsuńUlubiony moment? Sevmione oczywiście i zdenerwowanie Snape'a, ale rozbroił mnie totalnie i powalił na łopatki fragment kiedy Bella się kłóciła, że ona nie chce prasować koszuli Voldemorta :D
Czysty geniusz xD
Pozdrawiam!
Hahaha ;D świetne :P
OdpowiedzUsuńBella i Voldi najlepsi !! ;)
I oczywiście ostatnie zdanie cudowne ♥
Jestem anty co do Sevmione, ale oczywiście jestem za tym że każdy ma swój gust :D
Nawet MJ się pojawił ♥♥
Zwariowane i nienormalne ale równocześnie wspaniałe opowiadanko xD
Mam nadzieję, ze jeszcze coś takiego stworzysz!! ;)życzę weny !! :*
dlaczego na kursorze myszki lata mi Casanova?
OdpowiedzUsuń