Nadszedł ten dzień!
Jaki? Jacksa pisze nowego bloga. Zakładając w sierpniu 2012 "To tylko iluzja..." nie sądziłam, że zdobędę tylu czytelników. Ale czy ktokolwiek na początku tak sądzi? Owszem, marzy, ale nie wie tego na pewno.
Na początku może o czym będzie blog? Odpowiedź jest bardzo prosta, prostsza niż myślicie: o mnie. Ale nie tylko. Zamierzam pisać trochę o swoim życiu, ale w większości o pasjach. A tych mam aż nadto. Czasami się dziwię, jak ja się wyrabiam ze wszystkimi fandomami, postaciami, moimi idolami. Jednak to chyba dobrze, że mam marzenia, co? Do czegoś dążę.
Skoro o mnie, to się przedstawię, tak formalnie. Jestem Klaudia, mam już niestety 17 lat i czuję, jak beztroska małoletniego życia coraz szybciej ode mnie odchodzi, przelatuje mi przed nosem. Tak, jak w nagłówku: "Pamiętam, że będąc dzieckiem chciałem latać. Chyba każde dziecko o tym marzy. Dorastasz i całe zło świata zwala ci się na ramiona i wtedy już nie marzysz o lataniu". Coraz bardziej czuję coraz gorętszy oddech dorosłości na karku, a tego nie chcę. Osobiście uważam, że w duszy, tam gdzieś bardzo głęboko, chociaż w małej cząstce jestem marzycielką i kimś w sensie artysty. Jedno jest pewne: powinnam być piratem. Bo kto inny dwie godziny siedziałby na dziobie statku, wystawiając nogi za burtę, chociaż jest to baaaardzo niewygodne i cieszył się z każdej muśniętej fali? Jasne, to dziwne, że już na początku wrzucam swoje zdjęcie, chociaż zawsze od tego stronię. Ale zbyt wiele ich nie będę wrzucać. Chcę po prostu, żebyście mieli choć z grubsza mój zarys. I spełniam obietnicę z aska.
A kogo są te mądre słowa w nagłówku? - pewnie spytacie. Otóż moim zdaniem jednego z najlepszych ludzi na świecie - Johnny'ego Deppa. Prowadzę o nim fanpage, który zobaczycie gdzieś tam po prawej stronie. Hmmm... Co w nim takiego uwielbiam? Właściwie wszystko, często brak mi słów, aby to określić. Ma przepiękne kości policzkowe. Podobają mi się jego delikatne dłonie, o bardzo długich palcach. Sposób, w jaki się porusza. To, jak mówi. O czym mówi. Często będą się tu pojawiać jego cytaty, bardzo. Kocham też wiele innych rzeczy. A od czego się zaczęło?
Od tej sceny po prawej. Był 25 grudnia 2008 roku, Boże Narodzenie. TVP1 puszczało "Piratów z Karaibów: skrzynia umarlaka". Moi rodzice to oglądali. Pamiętam jak weszłam wtedy do salonu i zapatrzyłam się w telewizor. Zobaczyłam te oczy, a że sama mam brązowe, to... Było to dość emocjonalne. Nie pytajcie dlaczego, tak po prostu mam. Tak zwyczajnie jest. Jak mówiła moja nauczycielka francuskiego, gdy w jakiejś zasadzie gramatycznej był wyjątek: "Bo to francuski". Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić i trzeba się z tym pogodzić. Ale wróćmy do meritum. Zadałam standardowe pytania: co to za film, kto to z tym makijażem, o co tu chodzi. Usłyszałam w odpowiedzi, że jak chcę oglądać, mam siedzieć cicho. Ledwo wytrzymałam do końca, tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto to. Oczarował mnie Jack Sparrow (przepraszam, KAPITAN), a później sprawdziłam, że to nikt inny jak Johnny Depp. Moje życie się zmieniło - zostało podporządkowane jemu.
Co mi się jeszcze podoba? Przede wszystkim sposób, w jaki traktuje fanów. Owszem, za dziennikarzami nie przepada (łagodnie mówiąc), ale dla fanów zawsze znajdzie czas. Jest jednym z aktorów, którzy najchętniej na świecie rozdają autografy. Kocha ich i szanuje. I jest zdolny dla nich do poświęceń.
Do tego dochodzi cudowna gra aktorska i dobór ról - no po prostu mistrzostwo <3
Dobrze, starczy moich "amorów". Naprawdę. Chociaż nie. Wiecie, co było moją pierwszą miłością? Taką, o której się nie zapomina?
Do tego znowu przyczynili się rodzice. Jeszcze kiedy byłam mała, kupili mi pewną książkę, dość cienką, ale podobno "bardzo ostatnią popularną i lekko się czytającą" czy jakoś tak. Był to "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Od tego wieczora (a miałam jakieś 4 latka) mama co wieczór czytała mi przygody o jedenastoletnim czarodzieju. Najbardziej polubiłam Hermionę. Chciałam być taka, jak ona i może stąd się wzięły moje dobre oceny. Kto wie? Drugą część też kupili mi rodzice, ale czytał już tata. Jemu też się spodobało i nawet poszliśmy do kina na film. Zakochałam się. W magii, w cudowności, w nauce, w zagadkach. Sporo tego było. Tata czytał mi jeszcze 3, 4 i do połowy 5 część, za to kupował wszystkie jak tylko się ukazały. Gdy przestał, czytałam sama. I jeszcze bardziej się zakochałam.
Gdy pojawiła się ostatnia część, w dalszym ciągu nienawidziłam Snape'a. Za wszystko, za to, co zrobił Albusowi, za nienawiść do Harry'ego, za głupie eliksiry... Był dla mnie uosobieniem zła, osobą, jaką nigdy nie chciałam i nie powinnam się stać. Aż przyszła kolej na ostatnią część. I to był szok. Chyba dla wszystkich fanów zresztą. Jedni to zaakceptowali, inni nie. Ja byłam i do dzisiaj jestem zdania, że tak powinno być, w końcu to historia pani Rowling. Gdy czytałam fragment z nieśmiertelnym i cudownym "Zawsze", targały mną dziwne emocje. Wydawało mi się niemożliwe, żeby Snape miał uczucia. Ale płakałam. Musiałam się z tym przespać, ale w końcu doszłam do wniosku, że każdy ma uczucia, niezależnie od tego, jak skrzętnie je ukrywa. Później przeczytałam "Bez cukru" i... zostałam Snaperką. Ironia, ale cóż poradzę? Zarażam teraz mojego brata HP i czyta już 5 część. Często się złości na Snape'a i pyta się mnie, kiedy stanie mu się coś złego, ja wtedy mówię, że go lubię i niech tylko nie ocenia książki po okładce. Nie rozumie (no cóż, ma 10 lat), ale to tylko chwilowe. Ja też nie rozumiałam.
Co do uczuć: kojarzycie takiego pana, co to tylko na was zerknie i już zna waszą pracę, nastrój oraz co jedliście na śniadanie? Zgadza się. Sherlock Holmes - jego zawód to wiedzieć więcej, niż inni. Moja kolejna miłość, która, uwaga, również spowodowana przez rodziców. Przypadek?
Zaczęło się od... nudy. Przeważnie od tego się zaczyna. Tak się składa, że znalazłam u nich w szafie płyty ze starymi filmami, a właściwie serialem z Jeremy'm Brettem. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym czasie wypożyczyłam książkę z częścią przygód. Zaczęło się od "Znaku Czterech" i "Samotnej cyklistki", a potem... Potem nie mogłam się oderwać. Gdy obejrzałam wszystko, zaczęłam czytać. Tych kilka opowiadań mi nie wystarczało, więc kupiłam sobie duży zbiór. A potem znalazłam jeszcze większy, już mieszczący wszystkie opowiadania i po prostu je połknęłam. Dosłownie. Oglądałam wszystkie filmy o Holmesie, jakie znalazłam, aż w końcu zabłądziłam w internecie i znalazłam... Benedicta Cumberbatcha.
Moje pierwsze wrażenie? Niezbyt pozytywne. Holmes średnio podobny do Bretta, a do tego żyjący we współczesnych czasach? Paranoja. To było jakieś 3 lata temu w kwietniu i do dzisiaj I AM SHER-LOCKED. Na dodatek pokochałam głos i sposób gry samego Bena. Ostatnio zagościłam nawet w kinie na najnowszym Star Treku i chyba zostanę Trekkies... Od jednego fandomu do drugiego. Notabene: Doctor Who też jest cudowny!
Denerwuje mnie jedno: termin następnych odcinków "Sherlocka". No bo ile można czekać? Zwłaszcza, że teraz Holmes ma wrócić do świata żywych! Półtora roku fani czekają i jeszcze się nie doczekali. A zwariowanych teorii na temat "Jak on to zrobił?" jest tylko coraz więcej. Bo w wyjaśnieniu może być wszystko ważne, nawet kolor koszuli Holmesa. Właśnie, fioletowe koszule są świetne, prawda?
Spokojnie, już kończę. W każdym razie zamierzam. Następne notki nie będą takie nudne, obiecuję. Ostatnia z moich... obsesji. I znowu jest to facet. A właściwie był, bo już nie ma go z nami na tym świecie. Chodzi oczywiście o Króla Popu.
Jaki? Jacksa pisze nowego bloga. Zakładając w sierpniu 2012 "To tylko iluzja..." nie sądziłam, że zdobędę tylu czytelników. Ale czy ktokolwiek na początku tak sądzi? Owszem, marzy, ale nie wie tego na pewno.
Na początku może o czym będzie blog? Odpowiedź jest bardzo prosta, prostsza niż myślicie: o mnie. Ale nie tylko. Zamierzam pisać trochę o swoim życiu, ale w większości o pasjach. A tych mam aż nadto. Czasami się dziwię, jak ja się wyrabiam ze wszystkimi fandomami, postaciami, moimi idolami. Jednak to chyba dobrze, że mam marzenia, co? Do czegoś dążę.
Skoro o mnie, to się przedstawię, tak formalnie. Jestem Klaudia, mam już niestety 17 lat i czuję, jak beztroska małoletniego życia coraz szybciej ode mnie odchodzi, przelatuje mi przed nosem. Tak, jak w nagłówku: "Pamiętam, że będąc dzieckiem chciałem latać. Chyba każde dziecko o tym marzy. Dorastasz i całe zło świata zwala ci się na ramiona i wtedy już nie marzysz o lataniu". Coraz bardziej czuję coraz gorętszy oddech dorosłości na karku, a tego nie chcę. Osobiście uważam, że w duszy, tam gdzieś bardzo głęboko, chociaż w małej cząstce jestem marzycielką i kimś w sensie artysty. Jedno jest pewne: powinnam być piratem. Bo kto inny dwie godziny siedziałby na dziobie statku, wystawiając nogi za burtę, chociaż jest to baaaardzo niewygodne i cieszył się z każdej muśniętej fali? Jasne, to dziwne, że już na początku wrzucam swoje zdjęcie, chociaż zawsze od tego stronię. Ale zbyt wiele ich nie będę wrzucać. Chcę po prostu, żebyście mieli choć z grubsza mój zarys. I spełniam obietnicę z aska.
A kogo są te mądre słowa w nagłówku? - pewnie spytacie. Otóż moim zdaniem jednego z najlepszych ludzi na świecie - Johnny'ego Deppa. Prowadzę o nim fanpage, który zobaczycie gdzieś tam po prawej stronie. Hmmm... Co w nim takiego uwielbiam? Właściwie wszystko, często brak mi słów, aby to określić. Ma przepiękne kości policzkowe. Podobają mi się jego delikatne dłonie, o bardzo długich palcach. Sposób, w jaki się porusza. To, jak mówi. O czym mówi. Często będą się tu pojawiać jego cytaty, bardzo. Kocham też wiele innych rzeczy. A od czego się zaczęło?
Od tej sceny po prawej. Był 25 grudnia 2008 roku, Boże Narodzenie. TVP1 puszczało "Piratów z Karaibów: skrzynia umarlaka". Moi rodzice to oglądali. Pamiętam jak weszłam wtedy do salonu i zapatrzyłam się w telewizor. Zobaczyłam te oczy, a że sama mam brązowe, to... Było to dość emocjonalne. Nie pytajcie dlaczego, tak po prostu mam. Tak zwyczajnie jest. Jak mówiła moja nauczycielka francuskiego, gdy w jakiejś zasadzie gramatycznej był wyjątek: "Bo to francuski". Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić i trzeba się z tym pogodzić. Ale wróćmy do meritum. Zadałam standardowe pytania: co to za film, kto to z tym makijażem, o co tu chodzi. Usłyszałam w odpowiedzi, że jak chcę oglądać, mam siedzieć cicho. Ledwo wytrzymałam do końca, tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto to. Oczarował mnie Jack Sparrow (przepraszam, KAPITAN), a później sprawdziłam, że to nikt inny jak Johnny Depp. Moje życie się zmieniło - zostało podporządkowane jemu.
Co mi się jeszcze podoba? Przede wszystkim sposób, w jaki traktuje fanów. Owszem, za dziennikarzami nie przepada (łagodnie mówiąc), ale dla fanów zawsze znajdzie czas. Jest jednym z aktorów, którzy najchętniej na świecie rozdają autografy. Kocha ich i szanuje. I jest zdolny dla nich do poświęceń.
Do tego dochodzi cudowna gra aktorska i dobór ról - no po prostu mistrzostwo <3
Dobrze, starczy moich "amorów". Naprawdę. Chociaż nie. Wiecie, co było moją pierwszą miłością? Taką, o której się nie zapomina?
Do tego znowu przyczynili się rodzice. Jeszcze kiedy byłam mała, kupili mi pewną książkę, dość cienką, ale podobno "bardzo ostatnią popularną i lekko się czytającą" czy jakoś tak. Był to "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Od tego wieczora (a miałam jakieś 4 latka) mama co wieczór czytała mi przygody o jedenastoletnim czarodzieju. Najbardziej polubiłam Hermionę. Chciałam być taka, jak ona i może stąd się wzięły moje dobre oceny. Kto wie? Drugą część też kupili mi rodzice, ale czytał już tata. Jemu też się spodobało i nawet poszliśmy do kina na film. Zakochałam się. W magii, w cudowności, w nauce, w zagadkach. Sporo tego było. Tata czytał mi jeszcze 3, 4 i do połowy 5 część, za to kupował wszystkie jak tylko się ukazały. Gdy przestał, czytałam sama. I jeszcze bardziej się zakochałam.
Gdy pojawiła się ostatnia część, w dalszym ciągu nienawidziłam Snape'a. Za wszystko, za to, co zrobił Albusowi, za nienawiść do Harry'ego, za głupie eliksiry... Był dla mnie uosobieniem zła, osobą, jaką nigdy nie chciałam i nie powinnam się stać. Aż przyszła kolej na ostatnią część. I to był szok. Chyba dla wszystkich fanów zresztą. Jedni to zaakceptowali, inni nie. Ja byłam i do dzisiaj jestem zdania, że tak powinno być, w końcu to historia pani Rowling. Gdy czytałam fragment z nieśmiertelnym i cudownym "Zawsze", targały mną dziwne emocje. Wydawało mi się niemożliwe, żeby Snape miał uczucia. Ale płakałam. Musiałam się z tym przespać, ale w końcu doszłam do wniosku, że każdy ma uczucia, niezależnie od tego, jak skrzętnie je ukrywa. Później przeczytałam "Bez cukru" i... zostałam Snaperką. Ironia, ale cóż poradzę? Zarażam teraz mojego brata HP i czyta już 5 część. Często się złości na Snape'a i pyta się mnie, kiedy stanie mu się coś złego, ja wtedy mówię, że go lubię i niech tylko nie ocenia książki po okładce. Nie rozumie (no cóż, ma 10 lat), ale to tylko chwilowe. Ja też nie rozumiałam.
Co do uczuć: kojarzycie takiego pana, co to tylko na was zerknie i już zna waszą pracę, nastrój oraz co jedliście na śniadanie? Zgadza się. Sherlock Holmes - jego zawód to wiedzieć więcej, niż inni. Moja kolejna miłość, która, uwaga, również spowodowana przez rodziców. Przypadek?
Zaczęło się od... nudy. Przeważnie od tego się zaczyna. Tak się składa, że znalazłam u nich w szafie płyty ze starymi filmami, a właściwie serialem z Jeremy'm Brettem. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym czasie wypożyczyłam książkę z częścią przygód. Zaczęło się od "Znaku Czterech" i "Samotnej cyklistki", a potem... Potem nie mogłam się oderwać. Gdy obejrzałam wszystko, zaczęłam czytać. Tych kilka opowiadań mi nie wystarczało, więc kupiłam sobie duży zbiór. A potem znalazłam jeszcze większy, już mieszczący wszystkie opowiadania i po prostu je połknęłam. Dosłownie. Oglądałam wszystkie filmy o Holmesie, jakie znalazłam, aż w końcu zabłądziłam w internecie i znalazłam... Benedicta Cumberbatcha.
Moje pierwsze wrażenie? Niezbyt pozytywne. Holmes średnio podobny do Bretta, a do tego żyjący we współczesnych czasach? Paranoja. To było jakieś 3 lata temu w kwietniu i do dzisiaj I AM SHER-LOCKED. Na dodatek pokochałam głos i sposób gry samego Bena. Ostatnio zagościłam nawet w kinie na najnowszym Star Treku i chyba zostanę Trekkies... Od jednego fandomu do drugiego. Notabene: Doctor Who też jest cudowny!
Denerwuje mnie jedno: termin następnych odcinków "Sherlocka". No bo ile można czekać? Zwłaszcza, że teraz Holmes ma wrócić do świata żywych! Półtora roku fani czekają i jeszcze się nie doczekali. A zwariowanych teorii na temat "Jak on to zrobił?" jest tylko coraz więcej. Bo w wyjaśnieniu może być wszystko ważne, nawet kolor koszuli Holmesa. Właśnie, fioletowe koszule są świetne, prawda?
Spokojnie, już kończę. W każdym razie zamierzam. Następne notki nie będą takie nudne, obiecuję. Ostatnia z moich... obsesji. I znowu jest to facet. A właściwie był, bo już nie ma go z nami na tym świecie. Chodzi oczywiście o Króla Popu.
Michael Jackson i jego muzyka to dla mnie powietrze. Tymi piosenkami oddycham, budzę się z nimi, żyję i zasypiam. Zabieram się teraz także za jego biografię. No i nie wierzę, że był pedofilem. Każdy w tej sprawie powinien mieć własne zdanie, ale on moim zdaniem kochał dzieci, tak prawdziwie. Wystarczy posłuchać choćby "The Lost Children". Staram się też według piosenek żyć. Na przykład po słuchaniu "Man In The Mirror" chcę się zmieniać i uśmiecham się do każdego na ulicy. I ludzie to odwzajemniają! Tym razem was zaskoczę początkami mojej miłości. Zaczęło się od szkoły i mojej nauczycielki języka angielskiego. Świetna kobieta, naprawdę. W pierwszej gimnazjum dała nam teksty piosenek do uzupełnienia ze słuchu. Zgadnijcie kogo? Najpierw było "Beat It", później "Man In The Mirror" i "They Don't Care About Us". Spodobał mi się też taniec. Do dzisiaj co jakiś czas skaczę przed telewizorem próbując go naśladować. Polecam grę "The Experience" na PS3. Moonwalk w każdym razie jakoś mi wychodzi. A na dyskotekach króluję, wraz ze swoim kapeluszem. Właśnie, zbieram też kapelusze. Mam ich już dużą ilość i co jakiś czas dochodzi nowy. Na zdjęciu wyjątkowo mam full capa, bo nie chciałam, żeby mi zdmuchnęło nakrycie głowy. A i tak w morzu zostały okulary słoneczne...
Ale wakacje to czas, gdy mogę odpocząć i obejrzeć filmy, które powinnam obejrzeć, przeczytać w końcu te książki, na które mam ochotę i obejrzeć ukochane seriale. Aktualnie jestem w połowie 3 sezonu "Doktora House'a", później przyjdzie kolej na "Supernatural", "Doctora Who" i wiele innych. Jeśli polecacie jakieś, chętnie też obejrzę.
Dziękuję wam za wytrwałość w czytaniu. Najlepsze jednak zostawiłam na koniec. Ten blog będzie mi służył do publikowania moich opowiadań, dłuższych i krótkich, wierszy i piosenek. Tematyka będzie przeróżna, fanfiction i nie tylko. Uwielbiam pisać i mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom się spodoba. Notki prawdopodobnie będą pojawiać się raz na tydzień, czasem częściej. Bo zawsze znajdę coś, o czym chcę napisać. A na sam koniec podaruję wam zdjęcie mojego ukochanego Trio.
Nabiłam Ci kilka wejść bo chciałam zobaczyć jak się sprawuje moje dziecko.
OdpowiedzUsuńW sumie to nie wiem co mogłabym tu napisać, ale piszę. Moja przygoda z HP zaczęła się w wieku pięciu lat i od razu czytał mi tatuś <3 Do Sherlocka jeszcze nie dorosłam, ale znając moje podejście do klasyków to może do tego nawet nie dojść.
Cóż, osobiście chyba pokuszę się o zabawę w tłumaczenie tekstów Helloween, żeby potem móc tak pięknie opisać moje uzależnienia muzyczne.
Nie marnuję pomysłów na komentarze, żeby coś jeszcze zostało na nowy rozdział. Ja wciąż czekam!
Depp to również mój ukochany aktor ♥
OdpowiedzUsuńMichaela również najmocniej kocham- uwielbiam go najbardziej za miłość do zwierząt, bo sama również je kocham i oczywiście za najlepsze piosenki na świecie♥
Harry Potter zaś to moja ukochana książka...tyle juz ich czytałam, ale nadal nie znalazłam tak cudownej jak dzieło Rowling♥
;D fajnie, że jest ktoś kto lubuje to co ja xD
Co do Sherolcka nic nie mam bo nawet nigdy go nie oglądałam ;/