poniedziałek, 2 września 2013

Igrzyska Absurdu, czyli wyobraźnia wariatki 2

Piątkowy wieczór. Jacksa ogląda HP i IŚ cz. 1 na nowym telewizorze w 3D i zażera się ciastem malinowym. I nagle przychodzi. Uderza drzwiami i oknami, wdziera się w najgłębsze zakamarki świadomości, buzuje w mózgu. Tak, pan Wen. Przyszedł do Jacksy na randkę z Szaleństwem. Po filmie od razu chwyciłam laptopa i spod moich palców wyszło coś takiego. W końcu spełniam obietnicę i prezentuję Wam drugą część "Wyobraźni wariatki". Ostrzegam, naprawdę coś musiało być w tym Tymbarku. Nie wiem, czy kojarzycie wszystkie postacie, ale ja je uwielbiam <3 Jedno jest pewne: nie pisałam tego w pełni władz umysłowych, więc wszystko jest wytworem mojego chorego umysłu. Jeśli kogoś nie umieściłam w... poduszkowcu, niech się zgłosi. Od dłuższego czasu "czekało to" w moim łbie. Miłej lektury. Jeśli chcecie mieć czyste ekrany, nie jedzcie. Jeśli chcecie pozostać normalni, nie czytajcie. A jeśli chcecie się pocieszyć nadchodzącą szkołą i wyrwać z deszczowej rzeczywistości - zapraszam dalej.


Dla wszystkich moich cudownym czytelników i fanów oraz idoli. Bez Was bym nie przeżyła.


Lecę. Nie wiem czemu ani po co, nawet nie mam pojęcia z jakiego powodu, ale lecę. Nagle moje stopy dotykają twardej ziemi, a lądowanie nie jest przyjemne. Instynktownie przykucam, szybko wstaję i, prostując się, dotykam pleców. Wyczuwam coś dziwnego. Bardzo. Spoglądam w dół i zauważam skórzane, czarne buty oraz taki sam, przylegający do ciała, kostium. Z tyłu natomiast natrafiam na kołczan pełen strzał. Z ramienia zwisa mi łuk, a włosy mam związane, czego nie znoszę. Wydaje mi się to znajome.
Odwracam się, aby się rozejrzeć dookoła i nie natrafiam na nic nadzwyczajnego. A może właśnie to, że nie ma tu nic dziwnego, sprawia, że to miejsce wydaje mi się nienormalne? Staram się otrząsnąć. Od kiedy to ja mówię w pierwszej osobie, na dodatek w czasie teraźniejszym?! Tfu! Nie chcę tego! I znowu. Cholera, coś jest nie tak. Może nie powinnam jeść tyle pizzy i pić sztucznych napoi przed snem? I nie oglądać „Igrzysk śmierci”, tuż po przeczytaniu „Kosogłosa”… Chwila. Cofnij. Przed snem, a nie pamiętam, żebym się budziła. Jeśli to znowu… I te Igrzyska…
- Już doszłaś do tego, gdzie jesteś? – dobiega mnie głos zza pleców. Coś jest zbyt głęboki. O Roweno…
- Chyba tak – odpowiadam niepewnie i patrzę w szare oczy. – Khan, co cię tu sprowadza?
- Chociażby to, że wrzuciłaś mnie do tej parodii opowiadania! – wrzeszczy, a ja widzę jak kurczą się mięśnie na jego gardle. I nie tylko.
- Masz ten kostium ZBYT dobrze dopasowany… Nie obrażaj się. Jack musi jakoś wyglądać, a ty jesteś piękny. – Wydaje się być trochę udobruchany. – Powiesz mi, o co tu chodzi? Kapuję już, że to znowu mój świadomy sen, ale jest zupełnie inny niż poprzedni… Przede wszystkim: GDZIE JEST JOHNNY?
- Uspokój się, Wariatko. To są Igrzyska. Jesteś jednym z dwudziestu czterech trybutów, tyle że teraz nie ma podziału na dystrykty i jest znacznie więcej chłopaków…
- A to dlaczego? – pytam buntowniczo.
- Nie wyżywaj się na mnie! Może dlatego, że masz obsesję na punkcie dużo starszych facetów?
- Uspokój się, bo ci laczki spadną…
- Nie noszę KLAPEK!
- Uczysz się od Julki, czy co? – mruczę. – W starszej wersji nosiłeś! A teraz gadaj, gdzie Johnny i jak się stąd wydostać!
- Uhhh… - wzdycha i masuje sobie skronie. – Musisz nas zabić, zastrzelić z tego tam kijka z żyłką.
- Z łuku? – pytam zdziwiona.
- Możliwe. U nas w przyszłości nie ma czegoś takiego. Wolę lasery i takie tam. A wiedziałaś, że…
- STOP. Co będzie, jak was zastrzelę?
- Gdy wygrasz Igrzyska, dostaniesz koronę i… znacznie więcej. – Uśmiecha się sugestywnie. Dobry znak.
- Ciebie też muszę zabić?
- Niestety.
- Merlinie… Za ładny jesteś. No dobra, masz – mówię, napinam łuk i strzelam. Pierwsza strzała chybia.
- Może podejdź bliżej?
- Nie pouczaj mnie jak zabijać ludzi! – krzyczę. – Tak ci spieszno do śmierci?
- Nie, ale do wyrwania się z twojej wyobraźni jak najbardziej. Pełno tu strasznych rzeczy. Ze mną też – wzdryga się.
Strzelam ponownie, aby go uciszyć i tym razem trafiam w pierś opiętą czarną koszulką. Szkoda takiego ciała, ale trudno. Czeka na mnie Johnny!
Khan pada na ziemię, ale, ku mojemu zdziwieniu, zmienia się. Parskam śmiechem, gdy widzę, że staje się lalką. Coś takiego! Chwytam go i przypinam do pasa. Postanawiam iść przed siebie.
Ruszam krętą ścieżką w stronę najbliższej masy drzew. Przeważnie w takich miejscach ludzie się chowają, to normalne, prawda? No dobra, u mnie w życiu nic nie jest normalne. Z zamyślenia wyrywa mnie szelest krzewów. Podchodzę bliżej. Ku mojemu zdziwieniu, zauważam dwie brązowe czupryny. Chowam na chwilę łuk.
- Chłopcy, co wy tu robicie?
- Cóż, ja przyszedłem tu z odmętów twojej wyobraźni i jak zwykle byłem sobie piękny, gdy ten dziki… - Daryl chrząka. – Człowiek podszedł do mnie od tyłu z kuszą.
- Bo zachowujesz się gorzej od zombie! „Patrzcie, jaki jestem śliczny, nazywam się James Maslow i…”
- Daryl. – Mierzę go wzrokiem. Ma na sobie koszulę bez rękawów i skórzaną kamizelkę. – Gdzie zostawiłeś motor?
- Kawałek dalej – pokazuje głową. – Wokół pełno sztywnych. Ale przynajmniej dzięki tobie mam mnóstwo strzał do kuszy.
- Ja nikogo nie widziałam. A, zaczekaj. – Zwracam się do drugiego chłopaka. James jest ostrzyżony, ale nadal wygląda świetnie. I ma skórzaną kurtkę. – Kochanie moje, przykro mi, ale muszę cię zastrzelić.
- Ale nadal będę dobrze wyglądał? – pyta z niepokojem.
- Jak zawsze – odpowiadam ze śmiechem.
- Poczekaj. Zdejmę T-shirt – mówi i uśmiecha się, po czym zdejmuje koszulkę. Wzdycham, celuję w niego i strzelam. Laleczkę przypinam do paska.
- Bałwan – mamrocze Daryl.
- Daj mu spokój. A teraz oddaj kluczyki do motoru.
- Muszę?
- Nie tryskaj tak entuzjazmem, bo zawału dostaniesz – mruczę i wyciągam rękę. Wkrótce dostaję kluczyki i chwilę później Daryl dołącza do Jamesa i Khana.
Trzech z głowy. Rany, ile się trzeba napocić, żeby dotrzeć do Johnny’ego… Ale mam motocykl! Mija chwila i wyobrażam sobie siebie w mojej kochanej ramonesce. Moment i już mam ją na sobie. Do tego niebieska bandanka i gotowe – mogę wskoczyć na motor. Podchodzę bliżej, gdy zauważam postać siedzącą na maszynie – coś cudownego. Na (teraz już moim) motocyklu siedzi Adam Levine. Rzucam się na niego i tulę przez jakieś piętnaście minut, a on nie może się wydostać – w końcu to mój sen. Odsuwam się na chwilę, aby lepiej mu się przypatrzeć. Jest ubrany jak w teledysku do „Misery”. Dopiero po chwili zdaję sobie sprawę, że wstrzymuję oddech.
- Nie tobie jednej zaparło dech – mówi, a mnie przechodzi dreszcz na dźwięk jego cudownego głosu. Coś niesamowitego!
- Dziwisz mi się? – unoszę brew. – Adam, jesteś przesłodki, ale zejdź z mojego motocykla.
- Nie jest twój. Widziałem jak jeden facet nim jechał.
- Mam kluczyki. – Macham mu nimi przed nosem. – Ale mogę cię nim przewieźć kawałek. Na razie cię nie zabiję, ale mnie pocałuj, co ty na to? – szczerzę się jak nienormalna. W sumie, nic nowego.
- Nie mam za bardzo wyboru. Dobra, chodź tu – mówi i przyciąga mnie do ciebie, widzę jego liczne tatuaże na rękach, piersi… Merlinie, on jest świetny! Otula mnie jego zapach, zatracam się w smaku jego ust… Mistrzu, więcej!
Gdy przerywa, wrzeszczę jak szalona – nie chcę kończyć.  Z rozpaczy strzelam do niego z łuku i przypinam do paska – zajmę się nim w innym śnie. I już nie odpuszczę.
Odpalam motor i jadę przed siebie. I tak na kogoś trafię. Dostrzegam dym, pewnie z ogniska. Podjeżdżam bliżej, ale chyba nikt mnie nie słyszy. Wyłączam silnik, poprawiam kurtkę i podchodzę bliżej. Zza krzaków mnie nie widzą, za to ja ich doskonale.
Przecieram oczy ze zdumienia. Wzrok mój wręcz pochłania Indianin tańczący wokół ogniska. Znam go. Znam i niedawno nawet go widziałam. W kinie. Mój kochany Tonto, wisi u mnie na drzwiach! Nie mam siły, nie dam rady go zabić. Jest po prostu zbyt… perfekcyjny? Tak, to dobre słowo. Nagle dobiega mnie głos. Inny, raju. To znowu oni?
- Skąd to masz? – pyta sceptycznie Julka, wskazując na pistolet za pasem Tonto.
- Zrobiłem wymianę.
- Z martwymi?
- Była okazja – odpowiada poważnie, a ja prawie parskam śmiechem. A co mi tam, przyjdę do nich. Ale najpierw…
- Monika! Jak mogłaś, hobbicie jeden, nawet nie napisać przez wakacje? Idziesz na pierwszy ogień! – krzyczę do małej postaci siedzącej obok Roberta. W biegu wyciągam strzałę i strzelam – szybko się uczę, bo trafiam. Tej lalki nie przypinam, za to podaję chłopakowi. – Trzymaj i ciesz się. Przykro mi, ciebie też muszę zastrzelić, Robert.
- Spoko, ja i tak nie wiem, co tu robię – zapewnia, drapiąc się w głowę, a ja szybko strzelam. Jego też nie przypinam, a co!
- Znowu jesteśmy w twoim śnie, Bananku? – szczerzy się Julka.
- Niestety. Dominika, to jak, uciekamy do Włoch przez Francję?
- Jasne – potakuje. – Nowy plan lekcji tak mnie przeraził, że… szkoda gadać – macha ręką.
- A ty co się wyjątkowo nie odzywasz? – pytam Kirę, a ona wzrusza ramionami.
- Nie mam ochoty cię irytować. Potraktuj to jako prezent na Święta.
- Na przyszłe czy za przeszłe?
- Już za każde.
- No wiesz co! Wysoko cenisz sobie milczenie.
- Wiesz, podobno jest złotem i…
Nie wytrzymuję i strzelam do niej. Dominikę też załatwiam, prawdziwa i tak się o tym nie dowie. Chociaż w sumie… Cholera, pewnie to przeczyta!
- Ej, ja też chcę! – burzy się Julka.
- Chcesz szybko zginąć? – pytam zdziwiona.
- Wolę to, niż przebywanie w twojej wyobraźni. Widziałam co wyobrażasz sobie przed snem i… - Nie dokańcza, bo, trafiona strzałą, zmienia się w lalkę. Tonto spogląda na mnie zamglonym wzrokiem.
- Uciekać?
- Nie, nie uciekaj. Nie mam serca cię zabić. Pójdziesz ze mną? – pytam, a on szybko przytakuje. – Dasz mi pobawić się zegarkiem?
Patrzy na mnie zdziwiony, ale podaje mi go. Jest piękny, misternie zdobiony i taki, jaki zawsze chciałam mieć.
- Wymiana? – pytam. Przytakuje, a ja w zamian całuję go w usta. Taka rekompensata musi mu wystarczyć, a mnie w pełni zadowala. Po chwili chwyta mnie za rękę i idziemy razem przez las. W pewnym momencie słyszę dziwny okrzyk. Odwracam się i prawie pękam ze śmiechu. – Haymitch! Co ty tu robisz?
- Przyszedłem do ciebie, skarbie – odpowiada z uśmiechem, po czym pociąga łyk z butelki i czka.
- Jest jeszcze ktoś z tobą?
- Jasne. Chodźcie tu, Carmen czeka na was! – macha ręką i szczerzy zęby obłudnie. Poprawia blond włosy i wskazuje za siebie.
- Cinna, Peeta! Kocham was! – krzyczę i ściskam mocno każdego z nich. Oni nie protestują – oczywiście nie mogą.
- A gdzie Katniss? – pyta syn piekarza.
- Dałbyś sobie z nią spokój! Nie lubię jej – Peeta tylko uśmiecha się smutno, a mi robi się go żal, więc strzelam do niego, a lalkę przypinam do paska.
- Nie dziw mu się. Przecież będzie miał dzieci z Katniss!
- Cinna, a wiesz, że powinieneś już nie żyć?
- …
- Nie rób takiej miny. Jesteś słodki i cudowny, ale… - Szybko dołącza do kolekcji lalek.
- Mnie zostawiłaś na sam koniec, skarbie? Cóż za zaszczyt. Taka dygresja: pasujecie do siebie z tym Indiańcem.
- Dzięki, Haymitch. Jesteś bardzo miły na ten swój irytujący sposób. Na razie!
Blondyn bierze łyk bimbru i po chwili staje się lalką, również ją zabieram. Odwracam się w stronę Tonto, lecz dostrzegam tylko małą zabawkę, jednak wciąż śliczną.
- Co do…
Drogę nagle zastępuje mi wampir. I to nie byle jaki wampir.
- Barnabas! Marzenia się spełniają!
- Uspokój się!
- Ale dlaczego wyssałeś Tonto? – pytam z naganą w głosie.
- To są Igrzyska, więc…
- Chodź do mnie! – przytulam go mocno, obejmuję i… Zresztą, wiecie sami. Często sobie to wyobrażam przed snem, może omińmy tę scenę? No dobra, sceny. Duuuuużo scen.
Po wszystkim przytulam się znowu do Barnabasa. Z racji tego, że to sen, w ogóle nie jesteśmy zmęczeni. Coś cudownego. Ale Johnny w swojej pięknej osobie czeka.
- Idziesz ze mną? – Nie odpowiada. Nie dziwię mu się. Mimo to rusza ramię w ramię ze mną. Wychodzimy z lasu i trafiamy na rozległy budynek, również mi skądś znany. No tak. Szpital. Podchodzimy bliżej, na parking i natrafiamy na zdenerwowanego mężczyznę.
- Cholerna Cuddy! Znowu przesunęła mi dalej miejsce parkingowe! Odegram się na tym jej pacjencie, jak mu tam? Aaa… Grape czy coś takiego. Łatwizna i…
- House! Gdzie się podziała twoja laska z płomieniami?
- Laska? – obraca się w naszą stronę, widzę jego ponadtygodniowy zarost. – Zrobiła swoje i wyszła, jak zwykle. Dzisiaj chyba też zadzwonię, tym razem po inną… Płomienie były, gorąca jest, chociaż Cuddy ostatnio…
- A gdzie moja kochana Trzynastka? – pytam. Barnabas patrzy na mnie zdziwiony. Przewracam oczami.
- Kości policzkowe. Czy tylko ja zauważyłam jakie ma cudowne?!
- Właśnie przyjechała – House wskazuje laską i próbuje się wycofać, jednak szybko załatwiam go strzałą i przywieszam do paska. Podchodzę do wysokiej brunetki i obejmuję mocno, marzenia jednak się spełniają!
- Yyy… Owszem, jestem bi, ale my się chyba nie…
- Ja znam cię bardzo dobrze – przerywam, nie puszczając jej. – Oglądałam wszystkie osiem sezonów. Jak mogłaś później odejść?! – warczę.
- Przepraszam, ale ja…
- Umierasz, wiem. W takim razie korzystaj z tego życia! Prześpij się z House’em albo chociaż Chase’em! Tak długo na to czekałam i nic…
- Hmmm… W sumie ten blondynek nie jest zły…
- Widzisz! W jednym z odcinków ci to zaproponuje, to się w końcu zgódź! A teraz wybacz, ale Johnny wciąż czeka – mówię i strzelam do niej, a potem przypinam do paska. Mam już niezłą kolekcję. Odwracam się do Barnabasa i uśmiecham. – Zmieniłam tok serialu! Teraz na pewno House skończy inaczej! Czuję się taka spełniona i…
Barnabas skutecznie mnie ucisza. To dziwne, bo w sumie to mój sen i powinnam nad tym panować, ale… Widać podświadomość chce mi coś przekazać, a ja nie mam nic przeciwko.
Otwieram na chwilę oczy i ze zdziwienia krzyczę. Barnabas wysuwa kły w stronę… Marli.
- Co ty tu robisz?!
- Umieram. Cycek mi gnije – żali się, a ja nie mogę oderwać od niej wzroku. Jest zbyt perfekcyjna.
- Gdzie masz Tylera?
- Znowu gdzieś się zaszył, ostatnio chyba nieźle sfiksował i…
- Marla, kocham cię, ale musisz dołączyć do reszty – mówię, jednocześnie wskazując na lalki. Kiwa głową, owiewa mnie dymem z papierosa i po chwili do nich dołącza.
- Na czym to my… - odwracam się do Barnabasa, ale widzę tylko jego mniejszą podobiznę. Zabieram go z żalem. A było nam tak dobrze…
- Moja kolej na zabawianie cię, kochanie – słyszę podpity głos i aż zaciskam dłonie w pięści, aby się na niego nie rzucić. – Kiepsko temu twojemu kochasiowi idzie walka z piratem.
- No nie wiem… - szepczę nabrzmiałym od napięcia głosem. – Zabiłeś go, czyli teraz ty jesteś moim… kochasiem – oznajmiam i uśmiecham się szyderczo. Jack wygląda na uradowanego. – Panie Sparrow, jest pan jak zwykle czarujący.
- Powtarzaj to sobie, kochanie. – Uśmiecha się rozbrajająco. Nie wytrzymuję i mam powtórkę z rozrywki – o tym też NIE chcecie czytać.
W końcu, gdy leżymy na trawie, przypominam sobie ostatni sen i Umbridge… Ta różowa landryna jest paskudna. Dlaczego nie rozszarpały jej centaury?! Ale nagle coś do mnie dociera. Zgodnie z Dekretem Magicznym Numer Trzysta Trzynaście świadomy sen nie może trwać dłużej niż pięć godzin. Zerkam na zegarek, który znikąd pojawia się na moim nadgarstku. Cholera! Minęły już trzy godziny, a przecież jeszcze chcę się spotkać z Johnnym i zostało mi pięciu trybutów!
- Jack, zbieramy się! – krzyczę i szybko się ubieram. – Mamy sprawę do załatwienia, nie marudź! – Protestuje, ale wpadam na pomysł. – Chodź, poszukamy tego magazynu rumu, który sobie wyobraziłam…
Zrywa się jak oparzony, a ja zaczynam się śmiać. Nagle czuję zimną dłoń na ramieniu. Od razu wiem, do kogo należy.
- Snape, masz tendencję do pojawiania się w moim snach. Czy ja o czymś nie wiem? – unoszę brwi. Uśmiecha się do mnie sarkastycznie. – Jak z Granger?
- Rzuciłem ją. – Mam ochotę go zamordować. Jak on mógł zostawić Hermionę?! – Ale za to mam ją – mówi i wskazuje na kobietę o czarnych, kręconych lokach. Oczy wyłażą mi z orbit.
- Bellatrix?! Rzuciła Voldemorta dla ciebie?!
- Czarnego Pana. Tak jakoś wyszło – rzuca i odgarnia czarne, tłuste włosy z czoła.
- To… to… SUPER! – krzyczę, wniebowzięta. – Jest o was tak mało fanficków, a tworzycie taki HOT paring…
- Zabiłam Syriusza Blacka! Zabiłam Syriusza Blacka!
- Wiem, Bello – mówię, uśmiecham się i przytulam ją i Severusa. Mistrz Eliksirów zachwycony nie jest, chociaż… wyobrażam sobie, że jest, a po chwili klęka i zaczyna śpiewać.
- „Jej piękne czarne oczy, śnią się czarne oczy, ich nie przeooooooooczysz… Wiem, że nieeeee!”
- Snape, ja mam brązowe oczy…
- …
- Nie patrz tak na mnie!
- Chciałem być romantyczny – warczy. Po chwili od tyłu obejmuje go jakaś kobieta. Blondynka. Moje oczy rozszerzają się jeszcze bardziej.
- To… to…
- Bardzo elokwentne – zauważa Snape.
- Pani Rowling! – krzyczę. – Podpisze mi się pani na ręce? Na czole? Gdziekolwiek!
- Jasne, jasne – uśmiecha się. Dopiero teraz moje trybiki w głowie zaczynają szybciej trybić.
- Zaraz… Rowling i Snape? Czy ja o czymś nie wiem?
- Raczej nie pamiętasz – zauważa pisarka. Przypomina mi się wideo, które oglądałam, gdy zabłądziłam na YouTube. O Merlinie… Było właśnie o Snapie i Rowling!
- Złe rzeczy oglądam… - mruczę, wyjmuję strzałę i celuję z żalem w Bellę, która właśnie skacze i śpiewa coś o rychłej śmierci. Potem trafiam w Severusa i jego… nową dziewczynę? Uznajmy tak na potrzeby czytelników. Zbieram lalki i przypinam do paska.
- Gdzie ten cholerny rum? – słyszę wołania Jacka.
- Jeszcze kawałek – odpowiadam.
Idziemy, idziemy i idziemy, ale nie natrafiamy na żadnego trybuta. Zaczyna się robić strasznie – czas mi się kończy. Po chwili doznaję olśnienia. No jasne! Wystarczy, że ich sobie wyobrażę. Kogo wybrać? To może…
- Hej, Car! Jestem Iron Manem i jestem specjalny, wyjątkowy i cudowny. Chcesz moje okulary?
- Ha! Bob Downey. No ciebie to się nie spodziewałam.
- A kogo niby chciałaś? – pyta obrażony.
- Może mnie? – słyszę głos, który na początku należał do kogoś innego.
- Benedict? Cumberbatch mnie odwiedził, ha! – skaczę z radości. – Jack… Jack, chodź go zobacz!
- Jacka nie ma – oświadcza Robert. – Musiałem go załatwić, bo wiem, że nie dałabyś rady.
- To fakt, za śliczny jest. Ale wiesz, że za to ja muszę zabić ciebie? – kiwa głową, a ja strzelam i przypinam go do paska, razem ze Sparrowem, którego odnajduję niedaleko. Biedak, nie napił się tego rumu. Zrekompensuję mu to następnym razem.
- Zostaliśmy tylko ty i ja – mówi Ben.
- Nie da się ukryć. Przykro mi, Benny, pogadałabym z tobą, a nawet coś więcej, ale… Moją największą miłością jest Johnny i nic na to nie poradzę.
- Rozumiem – mówi. – Ale weź na drogę to. – Całuje mnie w policzek. Na bokserki w cętki Helgi, Benedict Cumberbatch mnie całuje!
Z żalem odsuwam się od niego i strzelam z łuku. Dołącza do reszty moich ukochanych bohaterów. W tym samym momencie rozbłyska jasne światło i czuję, że nie mogę się poruszyć. Po chwili odzyskuję świadomość w nowoczesnym poduszkowcu. Jedyne, co mnie niepokoi, to ściany obwieszone plakatami Helloween. Nie, to nie może być prawda…
A jednak. Człowiek Lajk podchodzi do mnie i szczerzy się. Chociaż jest dużo niższa, we wzroku ma coś dziwnego, dzikiego. Przełykam ślinę, ale udaję opanowanie.
- Psychopatka spotyka socjopatkę, miło mi – podaje rękę, ale ja nie ruszam się z miejsca.
- Wysoko funkcjonującą socjopatkę – warczę.
- Niech ci będzie – mówi i macha ręką. – A więc wygrałaś Igrzyska? Szybko ci poszło, nie powiem.
- Kiedy dostanę nagrodę?
- Co ci tak spieszno?
- Bo Johnny.
- Ach, Dżony. Dżony jest fajny.
- Nie ciesz się tak. Snejp jest teraz z Rowling, zdradza cię. A i powiedział mi, że jednak ma czarną pościel, zombiaku – wysuwam język, robię obrót i kopnięciem wypycham Jokera z poduszkowca. Spada, ale wciąż się szczerzy.
- Brawo! – słyszę oklaski i dostrzegam wszystkich, którzy pochwalają „To tylko iluzja…” Jest Rickmanicka, Honeyed Girl, Moore, Wredna Zołza, Green Asiolud, Gisia, Accio, Ronnie, Hermiona Granger, Z., Julla, Avada, Lili Potter, Mój Prywatny Pięciopak, pełno Anonimów – słowem, ludzie, którzy odważyli się skomentować. Oklaski dla nich płyną z głośników z sufitu. Chyba są ode mnie. Kłaniam się i w tym momencie lądujemy.
Wysiadam przez drzwi, a za mną podąża korowód czytelników. Gdy tylko staję na płycie lotniska, otacza mnie kordon ochroniarzy, a wokół tłoczą się rozhisteryzowani fani. Nie wiem, czy wszyscy są moi, ale wrzeszczą takie hasła jak „Michael Jackson niewinny!”, „Barnabas – masz długie palce” czy „Severus, pokaż nam bokserki!” Zatyka mnie ze śmiechu, a Rickmanicka klepie mnie w plecy.
- Już mi lepiej – mówię. – Dzięki.
- Musiałam. Cóż bym zrobiła bez mojej bety? – szczerzy się.
- Pisała „wierzę” przez „ż” – odpowiadam i śmieję się. W końcu przedzieramy się do wielkiego budynku, gdzie jest pusto. Trafiam w ręce stylistów i tak przygotowana wychodzę na scenę. Widzę mnóstwo ludzi, którzy klaszczą, krzyczą i śmieją się. Siadam na czerwonym tronie, a z głośników rozbrzmiewa piosenka The Temptations – „Treat Her Like A Lady”. Uśmiecham się i dostrzegam kątem oka wysokiego bruneta, który wchodzi na scenę z koroną. Wkłada mi ją na głowę i przypatruje mi się wielkimi, sarnimi oczyma. Uśmiecha się, a ja wręcz rozpływam się z przyjemności. Zaczyna mówić.
- Ludu Wyobraźni! Carmen Brown, pod pseudonimem Jacksa, o imieniu Klaudia, nazwisko K-piiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiiip, wygrała Igrzyska Absurdu! Okażcie jej szacunek, a mi współczucie, albowiem moje serce właśnie stanęło w Pierścieniu Ognia!
- Szczęśliwych Absurdalnych Igrzysk! I niech Szaleństwo zawsze wam sprzyja! – wrzeszczę, wstaję i całuję szczęśliwego Johnny’ego, który smakuje tak, jak zapamiętałam. Pstrykam palcami i opada kurtyna, która nas zakrywa. Zostajemy sami.
Po godzinie słyszę gong, który oznajmia, że kończy mi się czas. Wpatruję się w niego i całuję go jeszcze raz na pożegnanie.
- Będę czekał, jak zwykle.
- Przez te wszystkie lata? – pytam w szoku.
- Zawsze – mówi. W tym samym momencie rozpływa się niczym mgła, a ja ponownie budzę się we własnym łóżku. Znowu patrzę na plakat Jacka Sparrowa, na nowy plakat Tonto, omiatam wzrokiem cały pokój, tak bardzo mój. Widzę płyty Jacksona, nowiutki gramofon, stertę książek i zeszyty do szkoły. Patrzę na bałagan na podłodze i wyłączony telewizor. Rzucam się ponownie zrezygnowana na łóżko i mówię:
- Koniec z Tymbarkiem. Na serio, już nigdy nie tknę kropelki.

KONIEC

Wystąpili:

Carmen Brown alias Jacksa
Johnny Depp
Benedict Cumberbatch
Khan
Adam Levine
Daryl Dixon
Dr Gregory House
Dr Remi Hadley alias Trzynastka
Marla Singer
James Maslow
Kapitan Jack Sparrow
Barnabas Collins
Tonto
Peeta Mellark
Cinna
Haymitch
J. K. Rowling
$everus $nape
BellatriX Lestrange
Robert Downey Jr.
Julka
Robert
Kira
Dominika
Hobbit, zmienione na ohydny ork
Joker
Rickmanicka
I inni


niedziela, 18 sierpnia 2013

Idziemy na plażę!

Wczorajsza pogoda była wręcz wymarzona na plażowanie. Średnio lubię upały, piasek, który potem mam dosłownie wszędzie i zimną wodę w naszym Bałtyku, ale... Stęskniłam się za znajomymi, z którymi miałam się spotkać, ale też zauważyłam, że w tym roku nie kąpałam się w morzu w Polsce. Trzeba było temu zaradzić! :D Zwłaszcza, że miesiąc wcześniej wybraliśmy się na plażę do Sopotu, ale pogoda była paskudna. Tym razem niebo było czyste.
W tym wypadku wczoraj wstałam baaaardzo niechętnie o 8:20, zjadłam śniadanie, a tata zawiózł mnie na dworzec. A właśnie, kupił nowy motor! Honda Shadow, biała ze srebrnym, jak dla mnie bardzo ładna i pięknie brzmi. Znacznie lepsza od poprzedniej Yamahy Virago. W każdym razie kupiłam bilet i pociągiem wyruszyłam do Gdańska, gdzie miałam się spotkać z Dominiką. Ja jednak wcześniej miałam jeszcze coś do załatwienia ;)


Uwielbiam jeździć co roku na Jarmark Dominikański, zawsze było to kilka razy, wczoraj zawitałam tam dopiero drugi raz w te wakacje. Kocham chodzenie po ulicy Długiej i innych alejkach, gdzie zawsze znajdę coś ciekawego dla siebie. Wczoraj, z racji tego, że dostanę w końcu upragniony gramofon, a jarmark dzisiaj się kończy, wyruszyłam na poszukiwanie płyt winylowych. Kupiłam dwie, na jarmarku są stosunkowo tanie: La Toyi Jackson i The Temptations. Zaskoczyło mnie, gdy okazało się, że moja mama również jest fanką La Toyi (ja osobiście ją lubię głównie ze względu na to, że jest siostrą Michaela ;)). Natomiast o The Temptations dowiedziałam się z biografii MJ'a napisanej przez jego brata Jermaine. Gdy ją skończę, napiszę o niej więcej. Co jednak mnie zdziwiło, to to, że płyta zespołu nie jest czarna, ale biała. Nie wiem, czy to miał być przytyk do koloru ich skóry, ale jakoś mnie to rozbawiło. Za to natrafiłam jeszcze na prawdziwy skarb: bransoletkę ze znakiem Insygniów Śmierci!


Dotąd nigdzie żadnych nie widziałam, nie licząc oczywiście internetu. Dlatego byłam zaskoczona, gdy szłam sobie jedną z alejek, a mój wzrok napotkał znajomy symbol. Sprzedawca nawet nie wiedział, co to oznacza. Co prawda zapłaciłam za nią 15 złotych, moim zdaniem to przesada. Przecież to kawałek metalu i rzemyk! Ale, trzeba przyznać, niecodzienny kawałek metalu. Znaczek ma jeszcze u góry pętelkę, więc mogę zrobić z niego kiedyś wisiorek.


W takim dobrym nastroju spotkałam się z Dominiką i razem pojechałyśmy zatłoczonym tramwajem do Brzeźna. Było bardzo gorąco i duszno, marzyłam już tylko o morzu. Gdy dotarłyśmy na miejsce, wszyscy już czekali, więc znaleźliśmy jakieś miejsce na plaży, blisko morza i się "rozłożyliśmy". Pochwaliłam się moją nową bransoletką, jako Potterhead byłam z niej bardzo dumna. I tu się popisała Julka, która niedawno wróciła z Maroko. Według niej, to jest symbol, który przypina się na klatce piersiowej jako broszkę. Jeśli jest po lewej stronie - kobieta/dziewczyna jest wolna, jeśli po prawej - jest mężatką. Teraz się zastanawiam, czy jeśli jest po środku, to dziewczyna jest zaręczona...? Nie znalazłam nic na potwierdzenie tej "tezy", ale jest to niewątpliwie ciekawe. Dla mnie to i tak jest symbol Insygniów. I kropka.


Nie obyło się bez wejścia do morza i rzucania we mnie meduzami (jeszcze mnie popamiętają!), których było całkiem sporo w pewnych miejscach, gry w Uno i moich spalonych od słońca pleców. Mam niestety dość delikatną karnację, więc prawie co roku się spalam, głównie za granicą. W tym roku nie było wyjątku.
Do tego krzyżówki i dużo rozmów w zasadzie o niczym. Ale to czyni wakacje takimi świetnymi!
Lubicie hiszpańską muzykę? Ja bardzo. Ni w ząb nie rozumiem słowa, ale jest bardzo przyjemna dla ucha. Na plaży zrobiono nam niespodziankę - ustawiono wielki podest, muzyka grała głośno z głośników, a ludzie tańczyli wraz z animatorami! Coś pięknego, nogi strasznie mnie bolały. Ucieszyłam się ogromnie, gdy puścili hiszpańską wersję "I Just Can't Stop Loving You" Jacksona. Do tego salsa, praktycznie na okrągło. Był nawet jeden Hiszpan, który uczył nas tańczyć, chociaż niewiele rozumiałam. Ale zabawa była świetna!
Po wszystkim wybraliśmy się na świderki i zaczęliśmy się zbierać. Zaszłam z Dominiką jeszcze na chwilę do Madisona i stwierdziłam, że muszę sobie kupić czerwone spodnie w kratę w Stradivariusie :D Koniecznie, piękne są! ;)


Do domu wróciłam zmęczona, ale zadowolona. No prawie, bo miałam tak głupio odjeżdżający pociąg powrotny, że nie zdążyłam kupić biletu w kasie, a następny wyjeżdżał dopiero za dwie godziny. Wskoczyłam więc do pociągu i poszłam kupić bilet do konduktora. Normalnie bilet kosztuje mnie 6 zł z groszami, zdawałam sobie sprawę, że będzie drożej, ale myślałam, że w dyszce się zmieszczę. A facet wyskakuje mi z 14 zł! No skandal, żeby tyle doliczać! I to tylko mi, kobieta za mną miała doliczone już tylko 4 zł. To jest niesprawiedliwe! Niech nasz rząd lepiej zrobi coś z naszą polską koleją, zamiast doliczać sobie pensję lub kłócić się znowu o nieistotne sprawy! I to nie tylko z cenami biletów, ale także z warunkami, w jakich podróżujemy, a nie są to luksusy. To nawet nie jest wygoda! Następnym razem w takim wypadku wracam autobusem, wyjdzie 8 zł. Wytrzęsie mnie, ale nie dam satysfakcji darmozjadom z kolei.
A teraz na zakończenie: półtora tygodnia temu skończyłam oglądać "Dr House'a". Rzadko płaczę, naprawdę, ale to mnie wzruszyło. Nie będę spoilerować, ale jeśli się przeżyje ten cudowny serial od początku do końca, wrażenia będą niesamowite. Oglądam teraz inne, ale Gregory na zawsze zostanie w moim sercu. Choć do życia zamiast miłości, bardziej niezbędny jest tlen.

sobota, 3 sierpnia 2013

Jeździec znikąd


19 lipca nie mogłam spać. A gdy już zasnęłam, to bardzo szybko wstałam. To był ten dzień, mój ukochany. Uwielbiam oglądać filmy z Deppem, najbardziej te nowe, w kinie. Dlatego w ten cudowny piątek ubrałam się jak najbardziej Deppowo, w stylu kochanego Johnny'ego. Nawet zrobiłam sobie przypinkę "I <3 JD". Mogłam iść do mojego Heliosa w Tczewie, zamiast tego umówiłam się z drugą adminką na mojej stronie Polscy fani Johnny'ego Deppa - Doną Aną (imię również Klaudia).
Akurat przyjechała na wakacje do Gdańska - jakże mogłabym odmówić? Wsiadłam w pociąg i pojechałam. A na miejscu byłam mile zaskoczona - trajkotałyśmy o NIM jak najęte. Kupiłyśmy bilety, rozsiadłyśmy się i... ja wyjęłam komórkę i oglądałyśmy (już na reklamach) gify, a potem... Wyjęła tablet! Widzowie musieli się już na wstępie przyzwyczaić do naszych wrzasków, bo zdjęcia były przeboskie!
Ale co ja miałam...? A tak. Jeździec. Coś pięknego. Może nie będzie to do końca obiektywna recenzja, ale po prostu... zakochałam się w Tonto.


Ten ciekawy Indianin zajmuje drugie miejsce na mojej liście najlepszych roli Johnny'ego, zaraz po kapitanie Jacku Sparrowie. Może dlatego, że też jest takim dziwakiem? Kto wie. W końcu reżyserem TLR jest Gore Verbinski, tam samo jak trzech pierwszych części POTC. I istotnie, pojawia się kilka aluzji do tej cudnej serii. Choćby taka, że kochany Tonto ma zegarek (Jack kompas), a jedna ze scen walki na pociągach wygląda prawie identycznie jak początkowa ucieczka Jacka w Piratach z Karaibów: klątwie "Czarnej Perły"! Uwielbiam takie smaczki, a to niewątpliwie dodaje uroku tej miłej opowiastce o Dzikim Zachodzie.


Moja pasja do czytania zaczęła się tak naprawdę, gdy miałam jakieś 8 lat, a tata zabrał mnie do biblioteki. Były wakacje, a mi nudziło się niemiłosiernie. Założył mi kartę i wcisnął w ręce "Szatana z siódmej klasy" i "Tomka na Czarnym Lądzie". Zakochałam się. Znowu. Chociaż w sumie był to chyba mój pierwszy raz. Cała seria o Tomku szybko poszła, potem był Pan Samochodzik. Zastanawiałam się: co dalej? I wtedy znowu wkroczył mój tata.


Jako że Tomek spotkał kiedyś Indian, tata polecił mi Karola Maja i tą tematykę. Przeczytałam chyba wszystko, co było o nich w bibliotece, tak to mnie wciągnęło. Za to moja mama była załamana, gdy zamiast "Cześć" albo "Dzień dobry" odpowiadałam "Howgh"! "Old Surehand" skradł moje serce. Była to bardzo, bardzo, bardzo gruba książka, którą zabrałam do Tunezji. Na lotnisku ludzie patrzyli na mnie jak na wariatkę, ale ja zatracałam się w tych tekstach. Fascynowały mnie zwłaszcza opisy niewzruszonych Indian, Apaczów, Czarnych Stóp, Komanczów, którym nie drgnął nawet jeden muskuł na twarzy, za to płakałam, gdy blade twarze zabijały bezsensownie bizony. Johnny ostatnio spełnił moje marzenia i przywrócił dziecięce fantazje.


Uroku Tonto dodaje fakt, że (jakkolwiek to dziwnie zabrzmi) ma ptaka na głowie. Karmi go, to jego przewodnik duchowy. Nadaje charakteru czerwonoskóremu, tak jak biało-czarne pasy na twarzy (skrycie uważam, że to hołd dla Tima Burtona). A kości policzkowe Johnny'ego... Cudowne! Zawdzięcza je swojemu dziadkowi, który pochodził z plemienia Czirokezów. Johnny jest więc idealnym Indianinem. A jego głos... Razem z Klaudią umierałyśmy na przyśpiewkach, które nucił Tonto, tak samo, jak gdy mówił słodko "Kemosabe". Od tamtej chwili mówię tak do mojego młodszego brata ;)


Ta nonszalancja Tonto zniewala kobiece zmysły xD A moment, gdy wchodzi po drabinie z miną "nie przeszkadzajcie sobie", kolokwialnie pisząc, rozwala system! Całe zachowanie Tonto, jego sposób wysławiania się, wiara w to, co robi, jest godne podziwu. Chciałabym mieć tyle odwagi, dowcipu i, nie kryjmy, inteligencji, aby mu dorównać. Bo mimo swojego słabego wykształcenia, uważam i głęboko wierzę w to, że Tonto, choć jego imię oznacza "głupi", jest mądrzejszy (a na pewno sprytniejszy i bardziej przyzwyczajony do życia na Dzikim Zachodzie) od tytułowego Jeźdźca Znikąd. W końcu wytropił Windigo.


Ogólnie rzecz biorąc, ten film to doskonała komedia z niewymuszoną fabułą dla całej rodziny. Psuje to fakt, że napisy dla dzieci za dobre nie są, a sama osobiście dubbingu bym nie zdzierżyła. Nie jest to jednak typowy western, dlatego uprzedzam, aby pod tym względem wiele nie oczekiwać. Jednak mnóstwo koni, pociągów, pościgów, intrygi i złoczyńcy oraz srebro - to wszystko cudownie współgra i nadaje pięknego klimatu filmowi. W pewnym momencie człowiek myśli, że to koniec - a tu niespodzianka, gra toczy się dalej. Taką sytuację mamy parę razy, po prostu tak mi to grało na uczuciach, że nie mogłam usiedzieć na miejscu! Muzyka również zachęci nawet najbardziej opornych.


Muszę też przyznać, że bałam się tego filmu. Tak, to nie jest literówka. Myślałam "Johnny, co ty wyrabiasz", że może teraz nie dać rady. Obawiałam się, że będzie to pierwszy film, który mu nie wyjdzie, a ja przyjadę z kina zawiedziona. Sytuacji nie poprawiało mnóstwo niepochlebnych recenzji w internecie. Do dziś nie rozumiem, dlatego tak ludzie o tym pisali! Mogłabym ten film oglądać w kółko!  W przyszłym tygodniu idę drugi raz, zabieram kuzynkę. Film jest zwyczajnie za świetny!


Na dodatek trafiłam na prawdziwą gratkę! Gdy wróciłam do Tczewa, wciąż oszołomiona cudownością filmu, zaszłam do kina. Z myślą "A co mi tam!" podeszłam do kasy i zapytałam o plakaty. A pan był tak miły, że dał mi identyczny jak u góry. Kinowy! Nie musiałam czekać, dawać numeru telefonu ani nic. Po prostu - magia Tonto! Było to zupełnie coś innego niż jak chciałam zdobyć plakat "W ciemność Star Trek" z Benedictem Cumberbatchem w Krewetce w Gdańsku. W końcu i tak go nie dostałam, chociaż męczyłam pracowników wiele dni. Dlatego już wiem, gdzie starać się o plakaty. A kochany Tonto patrzy na mnie miłym wzrokiem!


Dochodzi do tego jeszcze kochana Helenka. Umarłam, gdy mówiła tym cudownym głosem "poszło mi oczko w pończosze" <3 Jej noga jest fantastyczna! I znowu kochany Tonto: "Chcieć dotknąć"! Rola Heleny nie jest duża (właściwie nie powinno jej być na plakatach), ale bardzo przyjemna. Ruda całą swoją sobą jest niepowtarzalna. A gdy Tonto zamknął się u niej w klatce... Ach, scena ze skorpionami! Mistrzostwo! Latający koń, tego możecie się spodziewać! I do dziś jest dla mnie miłą zagadką jak Tonto uciekł z więzienia. Radzę się na seansie przygotować na dużo westchnięć dziewczyn (i nie tylko), gdyż Johnny cały czas jest bez koszulki!
Osobiście rozwalają mnie 2 cytaty Tonto o skakaniu:
"- My skakać.
- W pociągu są ludzie!
- Oni skakać. 
- Tam są dzieci!
- One też skakać."

i:

"- Skakać!
- W lewo? W prawo?
- Tak!"


Na koniec muszę jeszcze dodać, że film był na podstawie serialu, który Johnny oglądał w dzieciństwie. Marzył wtedy, aby być Tonto. Wniosek? Marzenia się spełniają, trzeba tylko o nie walczyć. Nie złapiesz gwiazdy, jeśli nie wyciągniesz po nią ręki. A wracając do serialu, Deppowi nie podobało się to, że Tonto jest jedynie pomocnikiem, dlatego bardzo chciał i zależało mu na tym, aby jak najbardziej rozwinąć swoją rolę. Został nawet "adoptowany" przez plemię Komanczów, a film przez nich pobłogosławiony. I spójrzcie wyżej: moim zdaniem mu się udało. Miliony ludzi pokochało Tonto, właśnie dzięki niemu. Z drugoplanowej roli zrobił prawdziwy majstersztyk, coś, czego sama nie zapomnę do końca życia. Nie jest to już szary Indianin, sługus Rangera w obcisłym kostiumie, ale ważna postać, wysuwająca się na czoło. Bez niego film byłby mdły. Tonto zmienia wszystko diametralnie o 180 stopni i jest dobrze. Jest świetnie.


Johnny na premierze jak zwykle wyglądał cudownie. Dopasowany garnitur jak najbardziej w moim typie. Wolę jak ma długie włosy, ale te... no nie idzie mu się oprzeć ;) Marzyłam, aby być na premierze w Londynie, niestety znowu nie wyszło. Ryczałam cały dzień i noc w poduszkę, napisałam z żalu niemrawy wiersz o nim, którego tu nigdy nie opublikuję i do teraz mam DEPPresję. Po prostu to dla mnie sytuacja tragiczna, że jest on tak blisko ode mnie, a jednocześnie tak daleko! Gdy jest w Ameryce lub Japonii, to rozumiem, że dzieli nas kawał świata, ale gdy sobie uświadomię, że może lecieć nade mną samolotem albo jest teraz w miejscu z fanami, gdzie i ja łatwo mogłabym się dostać, pęka mi serce.
Zaciskam wtedy pięści, próbuję się jakoś trzymać.
Inni Deppheads i przyjaciele mi w tym pomagają. I kiedyś nadejdzie ten dzień, gdy go spotkam, wiem to gdzieś tam, w głębi duszy.
Bo przecież nadchodzi kiedyś taki dzień, gdy porządny człowiek musi założyć maskę, Kemosabe.

poniedziałek, 15 lipca 2013

Wyobraźnia wariatki


Opowiadanie powstało w pierwsze dwie godziny nowego roku 2013. Pewnie coś było w oranżadzie, którą piłam. W każdym razie było to moje pierwsze opowiadanie typu "komedia absurdów". Może nie jest najwyższych lotów, ale jak dla mnie ma coś w sobie. Ogólnie - lubię je bardzo. Nie przepadam za 1D, za to Kira tak, więc dałam ich tu, niech się cieszy ;) (Tak, to jej prawdziwe imię). Julka, Domi i Robert, a także Monia to prawdziwe osoby, nawet imion nie zmieniałam. A Sevmione to mój ulubiony paring. A co mi tam, też dałam ;) Może kiedyś "stworzę" drugą część :D


Szłam ciemną uliczką. Nie wiem czemu, ale coś mną kierowało. Skręciłam w prawo, a potem otworzyłam szare, metalowe drzwi i weszłam do jakiegoś magazynu. Wyglądał na opuszczony. Zdziwiłam się, bo w środku nie było niczego. Niczego! Nawet drzwi, przez które tu weszłam! Rozejrzałam się dookoła, ale wszędzie były tylko bure ściany.
- Co, do licha...?
Nagle przed moimi oczyma pojawił się napis. W powietrzu! Białe litery układały się w słowa:

Witaj, Klaudia.

- A to co? Gdzie ja jestem i o co tu chodzi? Bo piszesz jak Tom Riddle i mam złe skojarzenia...

Nie, nie jestem Voldemortem! A prawda jest taka, że to twój sen. Świadomy sen.

- Wow! Zawsze chciałam mieć świadomy sen! I tu się pojawi wszystko, co sobie wyobrażę, tak?

Tak, ale...

- Więc znikaj stąd, już! - Litery rozpłynęły się w powietrzu tak szybko, jak się pojawiły. - A więc do roboty! - Klasnęłam w ręce z radości. Nareszcie!
- Cześć – podszedł do mnie wysoki brunet. Miał opaloną twarz i mocno wystające kości policzkowe, które uwielbiałam.
- Hej, Johnny... - Podeszłam do niego, stanęłam na palcach i zarzuciłam mu ręce na szyję. Przyciągnęłam go do siebie i... zadzwonił telefon.
- Kto to? - Wymruczał mi do ucha.
- Nieważne... - próbowałam to zignorować. Niestety, dzwonił coraz głośniej i to w dodatku była to muzyczka z "Gangam style"! - Oj, przepraszam. Halo?!
- Cześć, Bananku. Co robisz?
- Julka! Czy ty zawsze musisz zawracać mi głowę? I to w TAKIM momencie?
- Jakim? Czyżbyś właśnie walczyła o plakat Jacka Sparrowa? A może o jego włos na aukcji? - zapytała.
- Coś o niebo lepszego! A teraz daj mi spokój!
- No raczej nie. Odwróć się.
O nie! Stała tam! Julka! I żeby to tylko ona jedna, to by było całkiem nieźle. Ale szczerzyło się do mnie kilka postaci, które w tej chwili niepomiernie mnie irytowały. A za nimi było jeszcze gorzej! Cała moja wyobraźnia!
Westchnęłam zrezygnowana i postanowiłam zawalczyć. W końcu nie zawsze zdarza się świadomy sen, prawda? Zaczęłam od najłatwiejszego.
- Cześć, Mandarynko!
- No hej, Bananie. Widzę, że przeszkadzamy w fajnym momencie, no nie?
- Nie da się ukryć. Co z tego, że to spełnienie moich najskrytszych marzeń i w ogóle, grunt, że można mnie irytować... - Domi wzruszyła tylko ramionami. Westchnęłam zrezygnowana. To będzie duuuużo roboty. Nagle wpadłam na pewien pomysł. - Leo. Leo! Chodź tutaj! - Krzyknęłam do szatyna ganiającego za dziewczyną w białej sukni i krzyczącego coś o jakiejś Rose.
- Ale ja nie chcę...
- Chcesz, chcesz. Masz tu dziewczynę do zabawienia. Ma na imię... Mandarynka – wyszczerzyłam się do Dominiki w triumfalnym uśmiechu, ale ona stała jak zahipnotyzowana i wpatrywała się w mężczyznę.
- To... To... Pan DiCaprio!!! - Krzyknęła i skoczyła na zaskoczonego Leosia, który szybko się opanował i zdał sobie sprawę z pewnych korzyści, które może zaraz odnieść...
- To my idziemy, Car – rzucił przez ramię i już biegł z rozanieloną Domi w ramionach.
- Car? - Kira spojrzała na mnie krytycznym wzrokiem.
- Moje alter ego – odparłam.
- Aha. Ciebie naprawdę trzeba zamknąć do psychiatryka... Moja mama chętnie cię przyjmie – powiedziała rudowłosa dziewczyna.
- Tylko z tobą, kochanie – uśmiechnęłam się szyderczo. - Kiruś, będziemy dzielić razem kaftan bezpieczeństwa, zapomniałaś już?
- A ja chcę to białe pomieszczenie wyłożone poduszkami! - Julka nagle odzyskała głos i aż podskoczyła z podekscytowania.
- Izolatkę? - Uniosłam brew ze zdziwienia.
- Tak, tak, to!
- Dobra, dostaniesz, ale najpierw... - Machnęłam ręką na prawo i nagle pojawiła się tam szafa pełna książek. - Wiesz co to jest?
- Eee... Nie.
- To są wszystkie książki twoich ukochanych autorów. Wszystkie jeszcze nie wydane powieści o wampirach, jakie tylko możesz sobie wyobrazić.
- Aaaaaa!!! Lecę! - I już jej nie było. Dobra, Julia z głowy.
- A o mnie zapomniałaś? - Poczułam mocne uderzenie w ramię.
- Ej! Miałaś mnie nie bić, karzełku!
- Nie. Mów. Do. Mnie. Karzełku! - I znowu mnie walnęła.
- Dobrze, krzacie – ponownie się wyszczerzyłam. - Ale nawet ty mi przeszkodziłaś w spotkaniu z Johnnym?! I ty, Brutusie, przeciwko mnie?
- Jaki Brutusie? Przecież jestem Monia! I to niby ja mam nie zaliczyć semestru... - Podparła się pod boki i naburmuszona na mnie patrzyła (nie, żeby robiła kiedyś inaczej). Przewróciłam tylko oczami.
- Patrz, kto stoi za tobą.
Monia obróciła się i aż krzyknęła z radości.
- T-to wampir! Prawdziwy! I wygląda jak Robert! Hermi, kocham cię! - Wzięła go za rękę i szybko się oddaliła. Uff, kolejna z głowy.
- No wiem. Przecież mnie wszyscy kochają.
- A ja, Dusiu, to co? - Kira znowu się wtrąciła. Też muszę ją czymś zająć. Wpadłam na pomysł.
- Ty też. Uwierz, że ty też.
- Co ty znowu kombinujesz?
- Słuchaj.
- Nie, nie będę...
W tej samej chwili w powietrzu zagrała muzyka, a kilku chłopaków ubranych w najróżniejsze kolory wyszło przed Kirę i zaczęło śpiewać.

Baby You light up my world like nobody else
the way that you flip your hair gets me overwhelmed
but when you smile at the ground it ain't hard to tell
You don't kno-o-ow
You don't know, you're beautiful!
You don't know, You're beautifu-u-ul!
That's what makes you beautiful!

- Zmieniłam zdanie. Jednak cię kocham – wyszeptała drżącym od emocji głosem, chwyciła jednego z chłopaków za ręce (bodajże Louisa) i pobiegła z nim w bliżej nieokreślonym kierunku.
Kto jeszcze został? Ach, no tak.
- Robert, dla ciebie mam coś specjalnego.
- Co? - Zainteresował się.
Wyjęłam z kieszeni ulubionych, podartych jeansów moją różdżkę (12 i pół cala, orzech, dość sztywna, rdzeń z pióra feniksa) i machnęłam nią w jego stronę. W tej chwili chłopak upadł pod ciężarem książek, jakie pojawiły się w jego ramionach.
- O jeny. To książki! Historyczne! Aaaa!!! Już lecę je czytać! Dwudziestolecie międzywojenne! Już mam książkę do zaliczenia! Powiem Monice! - Kiwnął mi głową i pobiegł w kierunku biurka.
- No, na czym skończyliśmy? - Uśmiechnęłam się do mężczyzny, który ciągle stał wytrwale za mną i czekał.
- Chyba pamiętam – powiedział i podszedł do mnie, przytulając się.
BUM! Znowu coś się stało. Już nie miałam siły, nie chciałam odchodzić od Johnny'ego. Nagle pojawił się przede mną Mistrz Eliksirów i zdecydowanie wkurzony wrzasnął:
- Zrób coś z nimi! Te głupie uczniaki są gorsze od Longbottoma!
- A co mi dasz w zamian, Severusie?
- Wszystko.
- Aha. - Zwróciłam się do małego tłumku za Snapem. - Uwaga! Macie się go słuchać, a tak w ogóle to co tu robicie w przerwę świąteczną? Już mi wypad do domów! Ej, ej! Ty nie, Granger! Ty zostajesz!
- Coś nie tak, Car? - Brunetka z burzą nieokiełznanych loków zwróciła się do mnie trochę przestraszona.
- Nie, w porządku, ale może być lepiej. Sev, zajmij się nią.
- Ja? Co niby mam robić z tą gryfońską Panną-Wiem-To-Wszystko-Granger?
- A co niby robi inteligentna kobieta z równie inteligentnym facetem? Domyśl się! - Tu spojrzałam sugestywnie na Hermionę. - Pasujecie do siebie i tak ma być!
- Ale...
- Żadnych ale, bo będę cię nazywać Seviś i opowiem twoim uczniom o pewnym incydencie z różowymi króliczkami... Chyba tego nie chcesz? - Snape zbladł. Przyciągnął do siebie Hermionę zaborczym ruchem i odszedł z nią dalej. Jednak to nie był koniec.
- Tom, dlaczego zawsze ja muszę prasować ci koszulę?
- Bo to ja jestem Czarnym Panem! - Odpowiedziała blada postać, bez nosa.
- Od tego masz Śmierciojadów! A ja jestem przecież twoją dziewczyną...
- Bello, proszę, nie zaczynaj znowu...
Tak marudzili i marudzili, ale w końcu sobie poszli. Zauważyłam obok jeszcze Bilba, który zabierał Pierścień Gollumowi, gdy nagle zaczęłam niekontrolowanie tańczyć. Nareszcie się spełnia moje marzenie!

She was more like a beauty queen
From a movie scene
I said don't mind but what do you mean
I am the one
Who will dance on the floor in the round
She said I am the one
Who will dance on the floor in the round

- Tak, Michael, śpiewaj jeszcze! - Spojrzał na mnie swoimi lśniącymi oczyma i posłał zniewalający uśmiech.
- Weź to, na pamiątkę – podał mi swoją ukochaną, wysadzaną cekinami rękawiczkę.
- Ależ Królu, nie mogę...
- Weź. I pamiętaj, że ja nie umarłem. Żyję tutaj, w sercach moich fanów, i pozostanę w nich na zawsze. Moja muzyka pod tym względem będzie wieczna, choć nie uważam, bym był bardziej godny zapamiętania niż, na przykład John Lennon...
- Kocham cię, MJ. Taką specjalną miłością, jednocześnie braterską i przyjacielską... I taką... mentorską. Pokazałeś mi, co znaczy naprawdę kochać ludzi. - Czułam, że się zaraz rozpłaczę. Słone łzy już chciały wypłynąć, gdy powiedział:
- Nie płacz. Nie masz z czego. Ciesz się, bo naprawdę masz wspaniałe życie. To dar, nie zmarnuj go. Każde życie to dar. Żegnaj!
- MJ, nie! - Wyciągnęłam rękę, aby go zatrzymać, ale zniknął. W tej samej chwili pojawił się przede mną znajomy detektyw. Oczywiście grany przez Jeremy'ego Bretta.
- No pięknie, pięknie. Jak tam, panno Brown, ćwiczy pani dedukcję?
- Staram się, ale nie zawsze wychodzi, panie Holmes.
- Praktyka czyni mistrza. Obserwacja i rozum, ścisły i niczym nieograniczony umysł, to podstawy.
- Wiem, znam każdą pana sprawę na pamięć. Ale zaraz, czemu mówię per pan? To mój sen, mogę mówić, jak mi się podoba – szybko postać zmieniła się na tę graną przez Benedicta Cumberbatcha. - Więc jak tam, Sherly?
- NIE MÓW DO MNIE SHERLY!!!
- Faktycznie, tylko John może tak do ciebie mówić...
- Nie jestem gejem!
- Jasne, jasne... - mrugnęłam do niego porozumiewawczo. - Powiedz lepiej, jak przeżyłeś upadek z dachu szpitala.
- To proste. Wystarczyło tylko... - I powiedział mi wszystko, a okazało się to takie proste, że aż się dziwiłam, iż nikt nie wpadł na takie rozwiązanie.
- Dzięki, Sherly. Do zobaczenia w trzecim sezonie! I tym razem nie zapomnij bielizny pod prześcieradło!!! - Krzyknęłam na odchodnym. - A i pozdrów ode mnie Doktora!
Na szczęście to byli wszyscy. Wróciłam do Johnny'ego. Nareszcie ja i moje kochanie! Dotknęłam jego ust swoimi i było cudownie. Lepiej niż w najskrytszych marzeniach. Wdychałam jego cudowny zapach i upajałam się nim. Pachniał i smakował tak pięknie, tak przyjemnie, słodko...
- Hmhm! - Usłyszałam chrząknięcie i lekko się odsunęłam od mężczyzny.\
- Czego chcesz? - Spytałam niską postać, mającą na sobie jaskraworóżowe ubranie.
- Hmhm!
- Jesteś pewna, Dolores, że nie chcesz tabletek na kaszel?
- Moja droga, czas się skończył. Wracaj do siebie.
- Ale ja nie chcę! Umbridge, nie możesz mi nic kazać!
- Ależ mogę i to zrobię. Zgodnie z Dekretem Magicznym Numer Trzysta Trzynaście świadomy sen nie może trwać dłużej niż pięć godzin. Właśnie przekroczyłaś ten limit.
- Ale ja nic nie wiedziałam! Zresztą, mam tu coś jeszcze do roboty – przysunęłam się z powrotem do Johnny'ego.
- Nic nie poradzisz. Została ci minuta.
- Więc spadaj stąd, różowa landryno i daj mi się nacieszyć moim kochaniem! - Kobieta się obraziła i odeszła. - A tymczasem musimy się pożegnać. Jeszcze kiedyś cię spotkam? - spytałam z rozżaleniem.
- Oczywiście, skarbie. - Nachylił się, a jego ciepły oddech owiewał moją szyję. - Frajwędruj, Klaudio. Powtarzaj to sobie, kochanie.
Wszystko obróciło się w niebyt, a ja obudziłam się we własnym łóżku. Spojrzałam na błyszczący plakat, wiszący nade mną, który odbijał światło Księżyca, padające przez okno. Uśmiechnęłam się tylko i odwróciłam na drugi bok, przykrywając szczelniej kołdrą.
- Chyba zwariowałam. Ale tylko wariaci są coś warci, prawda, panie Depp?

KONIEC

piątek, 12 lipca 2013

Ciągle pada

Deszcz. Bardzo lubię, jak pada. Powietrze się oczyszcza i pachnie. Tak naprawdę ładnie. Świat też się oczyszcza, zaduch znika, a ludzie wdeptują w kałuże. Kto, jak był mały, nie lubił w nie wskakiwać? :D Ja do tej pory uwielbiam, chociaż muszę się często powstrzymywać.

Z deszczem kojarzy mi się ta piosenka: Come Away To The Water. Ostatnio zaczęłam czytać trylogię "Igrzysk Śmierci" i pierwszą część dosłownie połknęłam. Takie to jest cudo. Film już nie zrobił na mnie takiego wrażenia, co nie zmienia faktu, że był dobry. Na drugą część chętnie wybiorę się do kina.

A co robić w taką pogodę? Zamiast siedzieć przed telewizorem i oglądać jakieś nudne filmy, polecam właśnie wyciągnąć książkę. Osobiście uwielbiam kryminały, thrillery (zwykłe i prawnicze), książki z tajemnicą, zagadkami... Dlatego czekam też niecierpliwie na polskie tłumaczenie książki "Inferno" Dana Browna. Mam całą kolekcję jego książek i po prostu uwielbiam je czytać. Moim zdaniem każdy "wkręci" się w te cudeńka. Na początek "Anioły i demony" i reszta przygód Langdona, ale nie zapomnijmy też o "Cyfrowej twierdzy" i "Zwodniczym punkcie". Prawdziwy majstersztyk.
Orientując się po tytule, nowa książka będzie miała wiele wspólnego z "Boską komedią" Dantego. Czytałam ją i faktycznie jest "boska". A skąd tytuł, skoro komedią według dzisiejszych standardów ona nie jest? Sam Dante najpierw nazwał książkę "Komedią", bo kończyła się szczęśliwie - Rajem. Przydomek "boska" nadali jej późniejsi czytelnicy. A czym jest Inferno? Piekłem. Czyli książka zapowiada się ciekawie. A ja i tak czekam na ekranizację "Zaginionego symbolu"!

Dużo mam czekania, a to nie wszystko. Mimo to już w piątek idę do kina na "Jeźdźca znikąd" - kolejny świetny film z Johnny'm Deppem. Będzie Indianinem, coś cudownego. Podobno swoje kości policzkowe zawdzięcza właśnie swoim indiańskim korzeniom - jego dziadek pochodził z plemienia Czirokezów. Jako 11-letnia dziewczynka fascynowałam się Indianami. Czytałam Karola Maja, "Czarne Stopy" i inne tego typu powieści. Najśmieszniejsze było, gdy leciałam samolotem do Tunezji - z książką pod pachą, mającą jakieś 1000 stron. I wszystko to czytałam jednym tchem!

Co jeszcze można robić w taką pogodę? Chociażby grać. Uwielbiam gry na PS3, a ostatnio wkręciłam się w jedną z części Call of Duty. Ale palce mam bardzo zwinne xD A właśnie! Muszę skończyć grać w "Piratów z Karaibów" ;)

W poniedziałek pojawi się tu moje opowiadanie - "Wyobraźnia wariatki". Na "To tylko iluzja..." już się pojawiła, ale może nie wszyscy zajrzeli. Albo nie chciało im się czytać. Nieważne ;)

Dzisiaj było (mam nadzieję) krótko. W następnej notce chyba zajmę się charakterystyką moich 2 postaci na tamtym blogu - Carmen i Barnabasa. To chyba dobrze wiedzieć, jak nowi bohaterowie powstali w wyobraźni autorki, co? ;)

czwartek, 4 lipca 2013

Początek

Nadszedł ten dzień!
Jaki? Jacksa pisze nowego bloga. Zakładając w sierpniu 2012 "To tylko iluzja..." nie sądziłam, że zdobędę tylu czytelników. Ale czy ktokolwiek na początku tak sądzi? Owszem, marzy, ale nie wie tego na pewno.

Na początku może o czym będzie blog? Odpowiedź jest bardzo prosta, prostsza niż myślicie: o mnie. Ale nie tylko. Zamierzam pisać trochę o swoim życiu, ale w większości o pasjach. A tych mam aż nadto. Czasami się dziwię, jak ja się wyrabiam ze wszystkimi fandomami, postaciami, moimi idolami. Jednak to chyba dobrze, że mam marzenia, co? Do czegoś dążę.

Skoro o mnie, to się przedstawię, tak formalnie. Jestem Klaudia, mam już niestety 17 lat i czuję, jak beztroska małoletniego życia coraz szybciej ode mnie odchodzi, przelatuje mi przed nosem. Tak, jak w nagłówku: "Pamiętam, że będąc dzieckiem chciałem latać. Chyba każde dziecko o tym marzy. Dorastasz i całe zło świata zwala ci się na ramiona i wtedy już nie marzysz o lataniu". Coraz bardziej czuję coraz gorętszy oddech dorosłości na karku, a tego nie chcę. Osobiście uważam, że w duszy, tam gdzieś bardzo głęboko, chociaż w małej cząstce jestem marzycielką i kimś w sensie artysty. Jedno jest pewne: powinnam być piratem. Bo kto inny dwie godziny siedziałby na dziobie statku, wystawiając nogi za burtę, chociaż jest to baaaardzo niewygodne i cieszył się z każdej muśniętej fali? Jasne, to dziwne, że już na początku wrzucam swoje zdjęcie, chociaż zawsze od tego stronię. Ale zbyt wiele ich nie będę wrzucać. Chcę po prostu, żebyście mieli choć z grubsza mój zarys. I spełniam obietnicę z aska.

A kogo są te mądre słowa w nagłówku? - pewnie spytacie. Otóż moim zdaniem jednego z najlepszych ludzi na świecie - Johnny'ego Deppa. Prowadzę o nim fanpage, który zobaczycie gdzieś tam po prawej stronie. Hmmm... Co w nim takiego uwielbiam? Właściwie wszystko, często brak mi słów, aby to określić. Ma przepiękne kości policzkowe. Podobają mi się jego delikatne dłonie, o bardzo długich palcach. Sposób, w jaki się porusza. To, jak mówi. O czym mówi. Często będą się tu pojawiać jego cytaty, bardzo. Kocham też wiele innych rzeczy. A od czego się zaczęło?
Od tej sceny po prawej. Był 25 grudnia 2008 roku, Boże Narodzenie. TVP1 puszczało "Piratów z Karaibów: skrzynia umarlaka". Moi rodzice to oglądali. Pamiętam jak weszłam wtedy do salonu i zapatrzyłam się w telewizor. Zobaczyłam te oczy, a że sama mam brązowe, to... Było to dość emocjonalne. Nie pytajcie dlaczego, tak po prostu mam. Tak zwyczajnie jest. Jak mówiła moja nauczycielka francuskiego, gdy w jakiejś zasadzie gramatycznej był wyjątek: "Bo to francuski". Pewnych rzeczy nie da się wyjaśnić i trzeba się z tym pogodzić. Ale wróćmy do meritum. Zadałam standardowe pytania: co to za film, kto to z tym makijażem, o co tu chodzi. Usłyszałam w odpowiedzi, że jak chcę oglądać, mam siedzieć cicho. Ledwo wytrzymałam do końca, tak bardzo chciałam się dowiedzieć kto to. Oczarował mnie Jack Sparrow (przepraszam, KAPITAN), a później sprawdziłam, że to nikt inny jak Johnny Depp. Moje życie się zmieniło - zostało podporządkowane jemu.
Co mi się jeszcze podoba? Przede wszystkim sposób, w jaki traktuje fanów. Owszem, za dziennikarzami nie przepada (łagodnie mówiąc), ale dla fanów zawsze znajdzie czas. Jest jednym z aktorów, którzy najchętniej na świecie rozdają autografy. Kocha ich i szanuje. I jest zdolny dla nich do poświęceń.
Do tego dochodzi cudowna gra aktorska i dobór ról - no po prostu mistrzostwo <3


Dobrze, starczy moich "amorów". Naprawdę. Chociaż nie. Wiecie, co było moją pierwszą miłością? Taką, o której się nie zapomina?

Do tego znowu przyczynili się rodzice. Jeszcze kiedy byłam mała, kupili mi pewną książkę, dość cienką, ale podobno "bardzo ostatnią popularną i lekko się czytającą" czy jakoś tak. Był to "Harry Potter i Kamień Filozoficzny". Od tego wieczora (a miałam jakieś 4 latka) mama co wieczór czytała mi przygody o jedenastoletnim czarodzieju. Najbardziej polubiłam Hermionę. Chciałam być taka, jak ona i może stąd się wzięły moje dobre oceny. Kto wie? Drugą część też kupili mi rodzice, ale czytał już tata. Jemu też się spodobało i nawet poszliśmy do kina na film. Zakochałam się. W magii, w cudowności, w nauce, w zagadkach. Sporo tego było. Tata czytał mi jeszcze 3, 4 i do połowy 5 część, za to kupował wszystkie jak tylko się ukazały. Gdy przestał, czytałam sama. I jeszcze bardziej się zakochałam.
Gdy pojawiła się ostatnia część, w dalszym ciągu nienawidziłam Snape'a. Za wszystko, za to, co zrobił Albusowi, za nienawiść do Harry'ego, za głupie eliksiry... Był dla mnie uosobieniem zła, osobą, jaką nigdy nie chciałam i nie powinnam się stać. Aż przyszła kolej na ostatnią część. I to był szok. Chyba dla wszystkich fanów zresztą. Jedni to zaakceptowali, inni nie. Ja byłam i do dzisiaj jestem zdania, że tak powinno być, w końcu to historia pani Rowling. Gdy czytałam fragment z nieśmiertelnym i cudownym "Zawsze", targały mną dziwne emocje. Wydawało mi się niemożliwe, żeby Snape miał uczucia. Ale płakałam. Musiałam się z tym przespać, ale w końcu doszłam do wniosku, że każdy ma uczucia, niezależnie od tego, jak skrzętnie je ukrywa. Później przeczytałam "Bez cukru" i... zostałam Snaperką. Ironia, ale cóż poradzę? Zarażam teraz mojego brata HP i czyta już 5 część. Często się złości na Snape'a i pyta się mnie, kiedy stanie mu się coś złego, ja wtedy mówię, że go lubię i niech tylko nie ocenia książki po okładce. Nie rozumie (no cóż, ma 10 lat), ale to tylko chwilowe. Ja też nie rozumiałam.

Co do uczuć: kojarzycie takiego pana, co to tylko na was zerknie i już zna waszą pracę, nastrój oraz co jedliście na śniadanie? Zgadza się. Sherlock Holmes - jego zawód to wiedzieć więcej, niż inni. Moja kolejna miłość, która, uwaga, również spowodowana przez rodziców. Przypadek?
Zaczęło się od... nudy. Przeważnie od tego się zaczyna. Tak się składa, że znalazłam u nich w szafie płyty ze starymi filmami, a właściwie serialem z Jeremy'm Brettem. Dziwnym zbiegiem okoliczności w tym czasie wypożyczyłam książkę z częścią przygód. Zaczęło się od "Znaku Czterech" i "Samotnej cyklistki", a potem... Potem nie mogłam się oderwać. Gdy obejrzałam wszystko, zaczęłam czytać. Tych kilka opowiadań mi nie wystarczało, więc kupiłam sobie duży zbiór. A potem znalazłam jeszcze większy, już mieszczący wszystkie opowiadania i po prostu je połknęłam. Dosłownie. Oglądałam wszystkie filmy o Holmesie, jakie znalazłam, aż w końcu zabłądziłam w internecie i znalazłam... Benedicta Cumberbatcha.
Moje pierwsze wrażenie? Niezbyt pozytywne. Holmes średnio podobny do Bretta, a do tego żyjący we współczesnych czasach? Paranoja. To było jakieś 3 lata temu w kwietniu i do dzisiaj I AM SHER-LOCKED. Na dodatek pokochałam głos i sposób gry samego Bena. Ostatnio zagościłam nawet w kinie na najnowszym Star Treku i chyba zostanę Trekkies... Od jednego fandomu do drugiego. Notabene: Doctor Who też jest cudowny!

Denerwuje mnie jedno: termin następnych odcinków "Sherlocka". No bo ile można czekać? Zwłaszcza, że teraz Holmes ma wrócić do świata żywych! Półtora roku fani czekają i jeszcze się nie doczekali. A zwariowanych teorii na temat "Jak on to zrobił?" jest tylko coraz więcej. Bo w wyjaśnieniu może być wszystko ważne, nawet kolor koszuli Holmesa. Właśnie, fioletowe koszule są świetne, prawda?

Spokojnie, już kończę. W każdym razie zamierzam. Następne notki nie będą takie nudne, obiecuję. Ostatnia z moich... obsesji. I znowu jest to facet. A właściwie był, bo już nie ma go z nami na tym świecie. Chodzi oczywiście o Króla Popu.

Michael Jackson i jego muzyka to dla mnie powietrze. Tymi piosenkami oddycham, budzę się z nimi, żyję i zasypiam. Zabieram się teraz także za jego biografię. No i nie wierzę, że był pedofilem. Każdy w tej sprawie powinien mieć własne zdanie, ale on moim zdaniem kochał dzieci, tak prawdziwie. Wystarczy posłuchać choćby "The Lost Children". Staram się też według piosenek żyć. Na przykład po słuchaniu "Man In The Mirror" chcę się zmieniać i uśmiecham się do każdego na ulicy. I ludzie to odwzajemniają! Tym razem was zaskoczę początkami mojej miłości. Zaczęło się od szkoły i mojej nauczycielki języka angielskiego. Świetna kobieta, naprawdę. W pierwszej gimnazjum dała nam teksty piosenek do uzupełnienia ze słuchu. Zgadnijcie kogo? Najpierw było "Beat It", później "Man In The Mirror" i "They Don't Care About Us". Spodobał mi się też taniec. Do dzisiaj co jakiś czas skaczę przed telewizorem próbując go naśladować. Polecam grę "The Experience" na PS3. Moonwalk w każdym razie jakoś mi wychodzi. A na dyskotekach króluję, wraz ze swoim kapeluszem. Właśnie, zbieram też kapelusze. Mam ich już dużą ilość i co jakiś czas dochodzi nowy. Na zdjęciu wyjątkowo mam full capa, bo nie chciałam, żeby mi zdmuchnęło nakrycie głowy. A i tak w morzu zostały okulary słoneczne...

Ale wakacje to czas, gdy mogę odpocząć i obejrzeć filmy, które powinnam obejrzeć, przeczytać w końcu te książki, na które mam ochotę i obejrzeć ukochane seriale. Aktualnie jestem w połowie 3 sezonu "Doktora House'a", później przyjdzie kolej na "Supernatural", "Doctora Who" i wiele innych. Jeśli polecacie jakieś, chętnie też obejrzę.

Dziękuję wam za wytrwałość w czytaniu. Najlepsze jednak zostawiłam na koniec. Ten blog będzie mi służył do publikowania moich opowiadań, dłuższych i krótkich, wierszy i piosenek. Tematyka będzie przeróżna, fanfiction i nie tylko. Uwielbiam pisać i mam nadzieję, że wszystkim czytelnikom się spodoba. Notki prawdopodobnie będą pojawiać się raz na tydzień, czasem częściej. Bo zawsze znajdę coś, o czym chcę napisać. A na sam koniec podaruję wam zdjęcie mojego ukochanego Trio.